Z Carmen na Costa del Sol

05:26


Wybrzeże Słońca - Costa del Sol w hiszpańskiej Andaluzji. 160 km lądu pomiędzy Gibraltarem a przylądkiem Cabo de Gata. Byłam tu tylko raz, jako ośmioletnia dziewczynka wraz z Mamą, która po raz pierwszy w moim życiu zabrała mnie na tzw. w czasach PRL-u Zachód. Właśnie do Hiszpanii. Jak pomyślę, ile musiała wystać się w kolejkach po paszporty i wizę, a także ile zachomikować pieniędzy na trzytygodniową wyprawę, samolotem w dodatku. Podobno bardzo dzielnie, bez słowa sprzeciwu zwiedzałam wszystkie zabytki. Z Madrytu do tej pory zapamiętałam... Muzeum Figur Woskowych i Galerię Prado oraz pomnik Don Kichote'a - mniej pałac królewski, z Kordoby chłód Mezguity, przebudowanego na katedrę meczetu wspartego na 850 kolumnach, których łuki pomalowano w "nasze" barwy - biało-czerwone. Tak się wówczas małej Ani skojarzyło. A potem wylądowałyśmy na  plażach Costa del Sol, gdzie godzinami budowałam ze złocistego piasku fortece na miarę Alhambry - po tej mogłabym oprowadzać i dziś, po upływie tylu lat, tak ogromne zrobiła wówczas na mnie wrażenie. Towarzyszyła mi Carmen. bo jakże by inaczej w Hiszpanii. Moja równolatka poznana na plaży. O włosach czarnych jak smoła, ale ściętych na chłopczycę. Pewnie z wiekiem je zapuściła, aby formować z nich imponujący kok - idący w parze z falbaniastą suknią do flamenco. Wczoraj wróciłam na Costa del Sol. W marzeniach - na konferencji prasowej poświęconej temu pięknemu skrawkowi Hiszpanii. Oto moja relacja: http://www.rp.pl/Promocja-turystyczna/307289951-Polacy-szturmuja-Costa-del-Sol.html (Zdjęcie: marcanderson.photoshelter.com)

Zobacz również:

0 komentarze