Kolczyki z San Gimignano

05:53


Na zwiedzanie San Gimignano z grupą zawsze jest za mało czasu. Pół godzinki, w najlepszym razie godzina i w dalszą drogę. Wystarcza na dojście z parkingu do Placu Cysterny i zjedzenie porcji lodów w Gelateria Dondoli. Kolejka pod tym wielokrotnie nagradzanym w konkursach zakładem jest zawsze znaczna, ale pracujące w nim dziewczyny są tak operatywne i sprawne językowo - rozumieją już nawet zamówienia po polsku!, że nie czeka się długo na upragniony rożek czy coppettę. Może dlatego ten Manhattan średniowiecza kojarzony jest najbardziej właśnie z lodami.
Będąc przed tygodniem z moja grupą, choć z szarych, chmur, tak nisko zawieszonych, że niemal zasnuwały szczyty tutejszych wież, stale kapało, postanowiłam przełamać ten stereotyp. San Gimignano zasługuje na czas, aby się po nim powłóczyć. I tak też uczyniłam, po obowiązkowych lodach - trzeba przyznać, są wyborne - dając grupie 1,5 godziny czasu wolnego. Sama, pod parasolem ruszyłam na drugi koniec średniowiecznej części miasteczka zamkniętej solidnymi murami. Zignorowałam sklepy z dziczyzną i alkoholami, oblegane przez tłumy, nawet te, które gwarantowały mi, że sprzedawane w nich kiełbasy z dzika pochodzą z rodzinnej produkcji.
Na sąsiadującym z Piazza  della Cisterna, Piazza del Duomo czyli Placu Katedralnym nie można było wetknąć szpilki. Dwa konkurujące ze sobą orszaki gości weselnych wyglądały swoich państwa młodych, z których jedni zdecydowali się na ślub kościelny, a drudzy świecki. Ponieważ zaś świątynia sąsiaduje z Palazzo Nuovo della Podesta, znanym bardziej jako Palazzo del Comune, gdyż pełni funkcję Urzędu Miasta, stąd takie nagromadzenie przybyłych na podniosłą uroczystość. Nie miałam szansy znajdującej się w środku Sali Dantego, który dokładnie w 1300 r. , jako ambasador Republiki Florenckiej wypowiadał się przed tutejszym Podestą czyli najwyższym urzędnikiem, mającym uprawnienia sądownicze i wojskowe. Na urząd ten, ustanowiony w XII w. przez Fryderyka I Barbarossę, wybierano osoby pochodzące z obcych rodów książęcych i rycerskich, co gwarantować miało bezstronność ocen. Jak również zerknąć na bardzo erotyczny fresk sieneńczyka zmarłego potem w San Gimignano, Memma di Filippuccio w starym Palazzo del Podesta':
Zależało mi, aby dotrzeć do kościoła św. Augustyna, imponującej wielkością w stosunku do sąsiednich kamieniczek, budowli romańsko-gotyckiej, która z zewnątrz może rozczarować. W przeciwieństwie do chiostro, gdzie spędziłam sama kilka chwil na medytacji.

Wracając malowniczą uliczką S. Matteo, której patronuje św. Mateusz natknęłam się na samotną akwarelistkę, na przekór paskudnej aurze malującą kolejne widoczki San Gimignano pełne słońca. To nie był kicz jakich wiele oferuje się turystom nie tylko w toskańskich miastach. Jej obrazki miały to "coś". Sylvie James, bo tak się nazywa artystka, choć z pochodzenia Brytyjka, od lat mieszka w San Gimignano i tu tworzy. Con amore do ziemi, tradycji, natury. Impulsywnie sięgnęłam po portfel i lekką ręką zapłaciłam 15 euro za akwarelę. Niewiele za kwintesencję Toskanii. Takiej, za którą zawsze tęsknię w Warszawie: zielone wzgórza z domami z otoczaków, w powodzi cyprysów, łan czerwonych maków, a w oddali niczym miraż, spowite różaną mgiełką, San Gimignano. Ona właśnie zdobi początek tego posta. Czy nie jest urocza?

Przepadam za takimi odkryciami, a San Gimignano dostarczyło mi do nich jeszcze więcej okazji. Otóż dosłownie kilka kroków dalej trafiłam na sklep jubilerski. Znów niebanalny. Moją uwagę przykuły kolczyki - splecione w pętelkę węże o perlistych oczach. Z miedzi, ale wyglądały jak stare złoto. Dzieło pracowni Macalle', którą dziad Matteo, Mateusz otworzył w latach 50. XX w., a teraz tradycję rodzinną rozwija już trzecie pokolenie, Dario - Dariusz i znów Matteo, wykonujący  ręcznie wysokiej jakości biżuterię ze srebra i stopów metali. Unikatową również dlatego, że każda para kolczyków, bransoletka, wisior czy spinki do mankietów są inne. Inspirację m.in. zaś młodzi mistrzowie czerpią ze sztuki antyku. "Moje" węże, które naturalnie zaraz nabyłam, również przypominają starożytne kolczyki. Może podobne nosiła Kleopatra? Spójrzcie tylko sami, Miłe Panie i Panowie bardzo mili też - oto ja w pełnym rynsztunku czyli wystrojona w kolczyki podczas rejsu na Elbę. Na opowieść o tej wycieczce przyjdzie jeszcze czas.

Zobacz również:

0 komentarze