6000 kilometrów w dziewięć dni

23:10

Już od dłuższego czasu unikałam objazdówek-autokarówek, które jako pilotka miałabym prowadzić z Polski do Włoch. Obawiałam się o swój kręgosłup - w końcu tyle godzin spędzonych na nawet najlepiej wyprofilowanym fotelu, w jednej pozycji, z podkurczonymi nogami zdrowe nie jest. Wybierałam wycieczki samolotowe, z punktem startowym na przykład w Rzymie. Również dlatego, że włoscy kierowcy doskonale znają trasy i są szarmanccy, a z naszymi różnie bywa. Tym razem jednak było inaczej. Moi driverzy okazali się mistrzami kierownicy - co widać było chociażby na serpentynach pnących się pod San Giovanni Rotondo i wspaniałymi druhami w podróży. Ileż kanapek postawili mi na Autogrillach, a na koniec dostałam nawet kubek z różą :) Grupa, poza kilkoma zgryźliwymi paniami, które zresztą na końcu przeprosiły za cierpkie słowa pod adresem pilotki, okazała się też niemal modelowa, bo zdyscyplinowana. Tylko raz dwie pielgrzymowiczki oddaliły mi się w Rzymie i trzeba je było wytropić pod kolumnadą Berniniego. Mój kręgosłup też nie zastrajkował dzięki dwóm poduchom, jakie go podczas jazdy stale wspierały - to jest to! Trasę przebyliśmy ambitną: z Warszawy, a konkretnie z Marek przez Polskę, Czechy i Austrię do Włoch. Tutaj kolejno po drodze zwiedzaliśmy Padwę, Pizę, San Gimignano, Rzym, Monte San'Angelo, San Giovanni Rotondo, Lanciano, Manopello, Loreto. Rzym był naszym głównym celem, gdyż grupa moja, pielgrzymkowa, uczestniczyła w kanonizacji dwóch papieży - Jana Pawła II i Jana XXIII - pomyśleć, że to Papa Buono przetarł dobrze szlaki naszemu papieżowi, dzięki czemu mógł realizować swoją światową misję! W sumie w dziewięć dni przebyliśmy w 59-osobowej grupie aż 6000 kilometrów, a w drodze spotkało nas niemało przygód. O tym wszystkim napiszę w najbliższych dniach, bo choć laptop towarzyszył mi w podróży, nie miałam czasu nawet go otworzyć...

Zobacz również:

0 komentarze