Duch Avogadro, Callas i Katullus - zimowa pocztówka z Sirmione

23:11


W nocy temperatura spadła poniżej zera – pierwszy raz podczas mojego krótkiego wypadu do Włoch. Biały dywan szronu pokrył pola otaczające hotel w którym spałam – Villa Fenaroli jest XVIII-wiecznym, pieczołowicie odrestaurowanym pałacem, położonym w Rezzato, na przedmieściach Brescii, w którym straszy ponoć tylko jeden duch.

Ja jednak spałam zbyt mocno, aby dawny pan na tych włościach, krążący po pokojach Avogadro, mógł wyzwolić we mnie jakiekolwiek lęki. Choć, jakby się tak dobrze zastanowić, to coś w legendzie o duchu być musiało, skoro kilka osób skarżyło się, że podczas snu miało koszmary?  
unktualnie o 8.30, a więc zgodnie z rozkładem na przystanku przyjechał autobus, aby zabrać nas na wycieczkę nad jezioro Garda – mnie i Joasię, autorkę pisanych z pasją przewodników o Dolnym Śląsku, odkrywających tajemnice tego regionu. Zapłaciłyśmy „frycowe” u kierowcy, bo zapomniałam kupić bilet u Tabbaccaio – włoskim odpowiedniku kiosku ruchu. Rozparte na wygodnych, lotniczych fotelach obserwowałyśmy za niezbyt czystą szybą gigantyczne kamieniołomy we wspomnianym Rezzato, ale i innych, przylegających do niego miejscowościach: Botticino, Nuvolento, Nuvolera, Serle, skąd od starożytności wydobywany jest tzw. marmur z Botticino w charakterystycznym kolorze jaśniutkiego beżu.
Ani się obejrzałyśmy, jak wjechałyśmy w rejon lago di Garda, które Włosi zwą dumnie morzem nie tylko dla znacznych rozmiarów tego słodkowodnego akwenu – jezioro jest bowiem największe w Italii. Panuje tu iście śródziemnomorski klimat, a więc można podziwiać podobny typ roślinności - strzelające w górę na wiele metrów, zielone cyprysy ocieniają domy malowanych na jasne, z dominacją żółtego kolory, liście oleandrów lśnią w prażącym koło południa naprawdę mocno słońcu jakby ktoś je polakierował. Zupełnie zapomniałam, że mamy grudzień i miałam ochotę wysiadać już w Desenzano, gdzie mnóstwo hoteli i kwater różnej kategorii kusi turystów niewygórowanymi poza sezonem cenami. To jeden z najbardziej znanych kurortów w południowej części jeziora Garda.


Jednak naszym celem było Sirmione – tu miał mieć willę Katullus zmarły na 50 lat przed naszą erą poeta . Jej imponujące ogromem wielotarasowej konstrukcji ruiny można podziwiać płacąc w kasie kilka euro (dziennikarze wchodzą gratis!).
A uroku całej miejscowości przydaje bez wątpienia średniowieczny zameczek ze zwodzonym mostem.

Lokalne przewodniki natomiast nie wspominają nic o działającym tutaj muzeum Marii Callas – dlatego trafiłyśmy do niego zbyt późno i nie mogłyśmy obejrzeć pamiątek po La Divina – primadonnie mediolańskiej La Sali i Metropolitan Opera  w Nowym Jorku -  nawet trattoria jej imienia była jeszcze zamknięta, bo posilała się w niej akurat rodzina właściciela. Jak widać mimo kryzysu Włosi najpierw dbają o swoje brzuchy! Nasz spacer po Sirmione trwał niespełna trzy godziny – po południu nasze samoloty odlatywały do Polski.

Jednak bez wątpienia obie „naładowałyśmy baterie”, rozkoszując się odrobinką lata zimą.

Zobacz również:

0 komentarze