Giardini Villa Durazzo, najlepsze kursy włoskiego (raz jeszcze) i Santa
21:34
Szykuje się kolejny, upalny dzień, a więc
najlepszym miejscem do jego spędzenia byłby park czy ogród. Ja zapraszam tego
poranka o ogrodów Villa Durazzo, XVII-willi charakterystycznej dla
liguryjskiego, zachodniego wybrzeża – czyli tego położonego pomiędzy Genuą
Kolumba, a La Spezia, gdzie ongiś jachtem „rozbijali” się Shelley i Byronem
(nota bene ten pierwszy rzeczywiście stracił życie pod czas jednej z takich
morskich eskapad). Willa – dziś szykowne miejsce ślubów, sama pełna fresków, kandelabrów
wyprodukowanych z weneckiego szkła w Murano i antyków, otulona jest angielskim
parkiem. http://www.villadurazzo.it/
Nie policzę, ilekroć przemierzałam jego
żwirowe, starannie utrzymane alejki otoczone mirtowymi żywopłotami, wydającymi
w południe wyjątkowo intensywny zapach. Znużona upałem przysiadałam na
drewnianych ławeczkach pod białymi, marmurowymi posągami bogiń. Podziwiałam
wzorzyste, spotykane jedynie w Ligurii, wzorzyste „kobierce” układane z marmuru
i łupku – tutejszego produktu „doc” wydobywanego w kopalniach Val Fontanabuona.
A potem, o zachodzie śledziłam malutkie
światełka, migocące na morzu, rozpościerającym się malowniczo u moich stóp – z tarasu
parku rozciąga się obłędny widok na Mar Ligure - mâ Ligure, jak
nazywają je tubylcy w lokalnym dialekcie.
A przede wszystkim na „Santa” jak my w naszym
studenckim żargonie nazywaliśmy Santa Margherita Ligure, jeden ze znanych
kurortów wybrzeża, z którego tylko 5 km dzieliło nas od trochę snobistycznego,
ale urokliwego Portofino.
W Santa naturalnie „si studiava” na kursach
języka i kultury włoskiej, organizowanych i dziś przez Centro Internazionale
degli Studi Italiani przy Uniwersytecie w Genui. Już raz, na początku wspominałam
o nich jako o najlepszych i czynię to raz jeszcze na prośbę mojej serdecznej
koleżanki, a zarazem sekretarki tychże, Manueli Sciandry. Kursy bardzo wiele mi
dały – nie tylko językowo. To wtedy nawiązałam swoje pierwsze, prawdziwe,
ujmijmy to biznesowo – międzynarodowe kontakty, choć ja wolę nazwać je po
prostu trwałymi znajomościami. W Santa mam koleżankę z kursów, Samię –
tunezyjkę, która wyszła za mąż za tubylca i pozostała w Ligurii. W La Spezia
mieszka obecnie Maria, Serbka – uciekła z kraju w czasie, gdy krwawo rozpadała
się Jugosławia. Inny mój przyjaciel, przystojny jak szatan Abdenour z Algierii
mieszka obecnie z rodziną w Paryżu… I jest sama Manuela vel Manu, która kursy
od wielu już lat dzierży twardą ręką bardziej menadżera niż sekretarki i teraz
zaprasza przeze mnie wszystkich zainteresowanych efektywną nauką w pięknym entourage’u. http://www.centrint.unige.it/
Całe
wybrzeże Liguryjskie warte jest bowiem poznania, a podczas kursów organizowane
są ciekawe wycieczki – chociażby do wspomnianej już doliny Fontanaubona do
kopalni łupków, ale i na plantację… bambusów i do pracowni adamaszków,
wytwarzanych nadal tradycyjną metodą na drewnianych krosnach. Moim miejscem niezwykłym jest Cristo degli
Abissi czyli figura Chrystusa zanurzona na 17 metra w miejscowości San
Fruttuoso – z Santa dotrzeć tam można szlakiem na piechotę…
A jakie kursy włoskiego w
Italii, miłe Panie i panowie bardzo mili też, by polecili? Czekam na sugestie,
którymi podzielę się w Państwa imieniu, z pozostałymi Czytelnikami J
0 komentarze