Najmilsza radość poranka na Trastevere

23:15


Sobota. Perspektywa dolce far niente. Budzi mnie trzask podnoszonych, metalowych żaluzji w pobliskich barach i zaraz subtelna woń kawy wpływa do mojego niewielkiego appartamento na rzymskim Zatybrzu. Uwielbiam nocować w tej dzielnicy, gdzie mogę podejrzeć autentyczne życie Wiecznego Miasta. Nie ma czasu do stracenia – szybki prysznic, lekka sukienka, którą zapinam niemal w biegu, maźnięcie rzęs mascarą i już jestem gotowa. Zbiegam po schodach, a nogi same niosą mnie do pierwszego baru, za rogiem. Przekraczam jego próg i już po chwili sadowię na wysokim stołku.
-Desidera? – chłopak za ladą przeszywa mnie płomiennym wzrokiem. 
Jasne, że chce, pragnę mój Adonisie – o tej pory wręcz pożądam mocnej, dobrej kawy, a drobny flirt zastąpi cukier, a więc i zbędne kalorie.
- Un espresso, per favore! – rzucam i łakomie wpatruję się w szklaną witrynkę, za którą tłoczą się panini i ciastka. – Ed una buona ciambella – dodaję. To zabawne, w Polsce jadam tylko śniadania „drwala”, solidne, ciepłe, na słono. W Italii zaraz przestawiam się na inną dietę i rano nie mogę obyć się bez mojej ciambelli, skrzyżowania racucha z pączkiem (wyglądem przypomina donuty, ale już smakiem zbliżona jest bardziej do pączków od  Nowakowskiego, tych posypywanych cukrem pudrem).

Płacę rachunek – za espresso ze trzy razy mniej niż w Polsce. Syk ekspresu parowego oznajmia, że kawa się „robi”. Po chwili wychylam już jednym haustem boski napój z malutkiej filiżaneczki z grubego fajansu. Taka właśnie musi być do espresso, aby nie straciła temperatury. Przepis na najlepsze espresso: ekspres ciśnieniowy 9 atmosfer + 7 gramów kawy + 30 sekund parzenia, co dać powinno 25-30 mililitrów/1 uncję ekstraktu (broszura Uniwersytetu Kawy Illy w Trieście, gdzie można odbyć kurs: www.unicafe.it )
Taka ilość wypełni nam 1/3 filiżaneczki, a nie jak często w polskich kawiarniach, całą. Espresso to „skoncentrowana” kawa – ma dać impuls, pobudzić nas do działania.

Włosi nie mogą żyć bez espresso. To praktycznie napój narodowy, więc jego cena jest niewielka i też nieznacznie się waha na Półwyspie Apenińskim, nie dochodząc, z wyjątkami takimi jak w Bolzano, Ravennie i, oczywiście w Rzymie, do 1 euro za filiżankę (tu też zresztą rzadko). Włosi piją ją na początek dnia, wpadając tak jak w opisanej tutaj scence, ja do barów w drodze do pracy i wypijając na stojąco, al banco czyli przy barze, aby za chwilę pobiec dalej. Nikt się tutaj nie rozsiada, bo za stolik dodatkowo się płaci. Włosi piją też espresso po obiedzie i po kolacji.
Jaką kawę piją? Rodzajów jest mnóstwo, a na czele popularnych rankingów top kaw jest m.in. znana już w Polsce Illy, grubo przed Lavazzą. Dobre miejsce zajmuje też inna, obecna w naszych sklepach kawa Pellini (naprawdę zacna, choć od moich gustów odległa), ale już znacznie gorzej plasuje się Kimbo. Do tej ostatniej zniechęcił mnie zresztą, reklamujący ją „od zawsze” nieśmiertelny chyba celebryta Pippo Baudo, który malowanymi włoskami i sztuczną szczęką oraz opalenizną przypomina „Berluskę” vel Silvia czyli Berlusconiego. Wysoko ceniona jest kalabryjska Aiello Caffè, marki Passalaqua, Costadoro, Vergnano, Griego. Czytelnicy zapewne jeszcze swoje „typy” dorzucą, do czego zachęcam. Stwórzmy taki nasz własny ranking włoskich, ulubionych kaw. Czekam na propozycje, a potem zbiorę je w całość i opublikuję na blogu.

Dosyć jednak zadań na sobotni ranek. Tak wzmocniona wspomnieniem mojej kawy na Trastevere zamykam komputer, aby pokrzepić się prawdziwą jej filiżanką, przygotowaną w caffettierze w moim żoliborskim mieszkanku. Maszynka ma… 15 lat, dzięki czemu smak kawy jest boski (warto wiedzieć, że takich maszynek się nie myje płynem, a jedynie spłukuje, aby zachowały aromat kawy; im dłużej jest tak utrwalany – tym lepiej). Życzę wszystkim miłej soboty. Dziś panna Anna ma wychodne :)
Na tym zdjęciu "wiekowa" maszynka na pierwszym planie :)

Zobacz również:

0 komentarze