Choć Iwaszkiewicz kochał Włochy, wybrałam Kmicica
08:44
Należy już do tradycji, że przed każdą wyprawą na Półwysep Apeniński sięgam
po mój ulubiony zestaw "włoskich" lektur. Zaglądam do Gustawa
Herlinga-Grudzińskiego, który tyle lat żył w cieniu Wezuwiusza. Odbywam
"Podróż po Włoszech" pod ramię z Guido Piovenem, pisarzem i
dziennikarzem oraz autorem książki "Litość przeciwko litości" (PIW
1962) oraz "Podróż włoską" z Goethem. Jednak szczególnie sobie
cenię "Podróże do Włoch" Jarosława Iwaszkiewicza, gdyż podążając jego
śladami porównuję Italię sprzed wojny, powojenną i moją, współczesną. Gdy go
jednak osobiście poznałam, byłam za smarkata, aby docenić wielkiego poetę i
pisarza. Stało się to z inicjatywy mojego Dziadka - obaj panowie przyjaźnili
się od lat, jeszcze z czasów rzymskich (zdaje mi się, że Dziadek oprowadzał nawet
po Wiecznym Miescie autora "Panien z Wilka", które powstały
wszak na ziemi włoskiej, choć na dole "buta", w
Syrakuzach!). Zaproszona jako chyba jedyna nieletnia na wieczór poezji do
Związku Literatów Polskich, miałam wręczyć Mistrzowi bukiet kwiatów na
zakończenie spotkania. Posadzono mnie przykładnie w pierwszym rzędzie, tuż obok
samego Iwaszkiewicza. Choć uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, ja ledwie to
zarejestrowałam, bo oto na scenę wyszedł mój idol – Kmicic i Azja
Tuchajbejowicz w jednej osobie, czyli Daniel Olbrychski. Co z tego, że ubrany w
jakiś ciemny garniturek – ja już pożerałam go wzrokiem! Jak on czytał, jak
modulował głos i to spojrzenie… Co czytał, obchodziło mnie już mniej. Marzyłam
tylko, aby szybko skończył. Gdy tylko wybrzmiały ostatnie brawa, zerwałam się
chyżo z krzesełka i ruszyłam z bukietem wprost do Kmicica, nie bacząc na szmery
z tyłu. Czułam się Baśką Jeziorkowską – nawet fryzurę miałam podobną do
grającej ją Magdaleny Zawadzkiej! Dziadek jednak zachował czujność i w ostatnim
momencie, gdy już tkwiłam przez Danielem Olbrychskim z cielęcym uśmiechem na
twarzy, podszedł z tyłu i lekko, ale zdecydowanie obrócił o 180 stopni. Nie
miałam już wyjścia – musiałam wręczyć kwiaty brzydkiemu moim zdaniem, starszemu
panu. Ilekroć wspominam to zdarzenie, czuję jakieś ciepełko w okolicach serca.
Iwaszkiewicz wcale się nie obruszył na tak ostentacyjny akt niesubordynacji. Wręcz przeciwnie,
gdy odbierał ode mnie kwiaty, zaśmiewał się do łez. A z nim cała sala…
1 komentarze
Wspaniałe wspomnienie Aniu
OdpowiedzUsuń