Mój malutki Rubikon
01:06
„To nie był pocałunek
Romea i Julii, ani też Kate Winslet i Leonardo di Caprio z „Titanica”. Para,
której o mało co nie rozjechał autokar z kolonistami na pokładzie, nie miała w
sobie za grosz subtelności – po prostu obściskiwała się bez żenady na środku
drogi. Reakcja młodzieży w wozie była natychmiastowa i tak samo wulgarna, jak
rozgrywający się przed przednią szybą spektakl:
-
Z
języczkiem!
-
O
kuuurde! Buźka! Cmok! Cmoook!
-
Ale ta laska to kiepska!
-
Nogi ma krzywe!
-
A facio jakiś ciemny, Cygan czy cuś?
To był fakt. Całujący
się namiętnie po środku drogi z dziewczyną wysoki, ciemnowłosy chłopak o
smagłej skórze z pewnością nie był Włochem. Podobnie jak nastolatka, która
dosłownie wisiała na szyi partnera, ubrana w lichą sukienczynę, ledwo
zakrywającą kościste pośladki. Na oko mogła mieć najwyżej trzynaście lat, choć
wyraźnie starała się postarzyć makijażem i natapirowanymi, obficie
polakierowanymi włosami.
- Kolonistka – zauważył
bez emocji kierowca autokaru, manewrując pojazdem z trudem łamiącym się w
wąskiej uliczce. – Z poprzedniego turnusu. Żegna się z Albańcem, ale jest przekonana,
że jej wybranek to Italiano –wyjaśniał mężczyzna siedzącej obok niego Beacie.
Dziewczyna przyjechała do Cesenatico w podwójnej roli tłumaczki-pilotki,
wynajęta przez jedno z warszawskich biur podróży na młodzieżowe kolonie nad
Adriatykiem. Choć wynagrodzenie było marne, skusiła ją perspektywa darmowych
wakacji anno domini 1994 w Italii. Była przekonana, że dwa miesiące w
słynącym z produkcji wyśmienitego parmezanu regionie Emilia Romania z pewnością
pomogą jej podszlifować język, którego od kilku lat uczyła się na kursach
organizowanych przez Włoski Instytut Kultury.
Początkowy entuzjazm
opadał z niej jednak stopniowo już w trakcie podróży. Nie dość, że sam autokar
okazał się jakimś ledwo co podrasowanym gratem, który dwukrotnie po drodze
zatrzymywała policja, to czterdzieścioro dzieciaków na pokładzie w wieku od
dwunastu do osiemnastu lat dało jej się mocno we znaki. Młodsi słuchali na cały regulator muzyki
puszczanej z przenośnych magnetofonów – kakofonia dźwięków była piekielna, bo
Edyta Górniak przekrzykiwała debiutancką płytę Kasi Kowalskiej Gemini, a święcący pierwsze sukcesy The Cranberries rywalizowali z Nirvaną, których lider dopiero co w
kwietniu popełnił samobójstwo. Najstarsi przez całą noc żłopali piwsko na tylnych
siedzeniach, a wychowawczynie zdawały
się to całkowicie ignorować. Gdy Beata chciała sama zareagować, jedna z nich
osadziła ją na miejscu krótkim: - Odwal się, to nie Twoja sprawa!
Rzeczywiście nie jej, bo ona miała w zakresie obowiązków obsłużenie trzech wycieczek podczas każdego z pięciu czekających ją, dziesięciodniowych turnusów: do Florencji, Rzymu i San Marino oraz językową pomoc wychowawcom, organizującym wyjścia na tutejszy basen czy korzystanie z innych atrakcji…”
Rzeczywiście nie jej, bo ona miała w zakresie obowiązków obsłużenie trzech wycieczek podczas każdego z pięciu czekających ją, dziesięciodniowych turnusów: do Florencji, Rzymu i San Marino oraz językową pomoc wychowawcom, organizującym wyjścia na tutejszy basen czy korzystanie z innych atrakcji…”
To początek mojej nowej
powieści, pisanej jeszcze do szuflady. Sama przeżyłam opisywane kolonie w
analogicznej roli jak uwieczniona przeze mnie Beata, właśnie w Cesenatico.
Dlaczego dziś o tym wspominam? Był to bowiem czas, kiedy „rozkręcała” się moda
na „górale” czyli rowery górskie i wszystkich ogarnęło szaleństwo kupowania
dwóch kółek. Mnie się taka okazja trafiła właśnie w Cesenatico, gdzie bardziej
obrotni chłopcy z ekipy wychowawców zaraz zrobili „rozpoznanie terenu” i
odkryli, że wymarzone rowery możemy kupić po wyjątkowo korzystnych cenach w
niedalekim supermarkecie.
Ruszyliśmy zatem w
drogę, a ja, jak zwykle zagadywałam kierowcę podmiejskiego autobusu o drogę.
Mała dygresja – regularnie czynię to we Włoszech, bo w przeciwieństwie do
naszych – niestety często aroganckich i mających „w tyle” pasażerów, „panów
autobusów”, włoscy kierowcy są bardzo uprzejmi.
A do tego stanowią niewyczerpane, zaskakujące wręcz niekiedy źródło informacji
o okolicy. Ośmieliłabym się rzec, iż czują się nijako ambasadorami swojego
terenu. Są dumni, że pochodzą właśnie stąd. Taki uroczy patriotyzm lokalny.
Gwarzymy sobie zatem
powolutku – w tle dyskretnie śpiewa swoje „kawałki” Antonello Venditti i
dojeżdżamy sobie do jakiejś rzeczki. Kierowca zwalnia i uśmiechając się
szelmowsko, mówi:
- Właśnie przekraczamy Rubikon!
- Jaki rubikon? – spoglądam
na niego nieprzytomnie, a on dalej się uśmiecha i wtedy spływa na mnie
olśnienie.
- Rubikon!? Ten
Rubikon, który przekraczał Cezar????
- Tak – teraz moja „krynica
mądrości” tryska już wiedzą godną profesora historii starożytnej. Rubicone w
czasach Republiki Rzymskiej wytyczała granicę między Galią Przedalpejską
a Italią. W obawie przed rosnącą siłą polityczną Juliusza Cezara, Senat
wyznaczył właśnie na Rubikonie granicę, której ten nie mógł przekroczyć ze
swoimi legionami. Miało to stanowić zabezpieczenie przed ewentualnym zamachem
stanu. Jednak ten
nieustraszony strateg zlekceważył zakaz, wkraczając w nurt rzeki w roku
49 przed narodzeniem Chrystusa. Nie sam, rzecz jasna, ale na czele wojsk, inicjując
tym samym wojnę domową z Gnejuszem Pompejuszem, swoim konkurentem politycznym.
- Miał wtedy powiedzieć
słynne dziś słowa: alea iacta est –
kości są rzucone – zadumałam się, spoglądając ze zdumieniem na rzeczułkę, a
raczej niemal wyschnięty strumyczek nad którym, po starym moście przetaczał się
właśnie nasz autobus. – Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś była to wielka
rzeka, którą Cezar musiał „przekraczać”…
Ja też dziś właśnie, po tygodniu obecności działalności na blogu osiągnęłam swój mały Rubikon – ponad 1000 wejść. I za to wszystkim moim czytelnikom bardzo dziękuję – mam nadzieję, że sympatyczną opowieścią, jakich sporo mam jeszcze w zanadrzu…
Ja też dziś właśnie, po tygodniu obecności działalności na blogu osiągnęłam swój mały Rubikon – ponad 1000 wejść. I za to wszystkim moim czytelnikom bardzo dziękuję – mam nadzieję, że sympatyczną opowieścią, jakich sporo mam jeszcze w zanadrzu…
Przy okazji zaś zapraszam do czytania pozostałych stron na tym blogu. W Podróżach małych i dużych zawarłam dłuższe relacje z moich podróży, na razie po Włoszech, Czechach, Estonii i Hiszpanii. Będę je stale uzupełniać o nowe, podmieniając te teksty, które już zbyt długo gościły na tym forum. W Poradniku urlopowicza natomiast znajdzie się miejsce na informacje najbardziej dla niego użyteczne. Nowa strona to Tańsze wojaże, grupuje aktualne newsy o promocjach i zniżkach oferowanych przez linie lotnicze, biura podróży, hotele.
0 komentarze