To zdjęcie z moich wakacji sprzed trzech lat. Czy ktoś zgadnie, gdzie zostało wykonane i w którym miejscu dokładnie siedzę? Dwie wskazówki: Włochy, Umbria :)
Ryanair, linia lotnicza nr 1 w Polsce, dziś (29 października) oficjalnie świętuje rocznicę wejścia na polski rynek. Na znacznej części polskich lotnisk jak Bydgoszcz, Gdańsk, Łódź, Poznań, Rzeszów czy Szczecin Ryanair zainaugurował loty z początkiem sezonu zimowego 2005/2006, choć wyjątkiem jest Wrocław, który jako pierwszy powitał samolot Ryanaira już w marcu. Obecnie Ryanair operauje z 12 polskich lotnisk, w tym 6 baz operacyjnych w Warszawie Modlin, Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu. Przez ten czas z usług Ryanaira w Polsce skorzystało prawie 100 milionów osób na trasach do/z oraz wewnątrz kraju.
Ryanair z radością obchodzi 15-lecie na polskim niebie i nadal angażuje się w dalsze stymulowanie wzrostu na tym ważnym rynku pomimo wyzwań związanych z pandemią Covid-19. Działalność w Polsce rozpoczęliśmy w 2005 roku od trasy Wrocław - Londyn Stansted, dziś oferujemy ponad 150 tras z 12 lotnisk, a do tej pory obsłużyliśmy prawie 100 milionów pasażerów na trasach z/do Polski.
Aby uczcić ten wyjątkowy kamień milowy, Ryanair uruchomi w piątek 30 października specjalną promocję „Happy Hour” tylko w godzinach 11:00 - 12:00 w ramach całej polskiej siatki połączeń. Loty w cenie od 29zł ze wszystkich polskich lotnisk można będzie zarezerwować jedynie w na www.ryanair.com w piatek 30 października między 11:00 a 12:00. (Źródło: Ryanair)
Kochani, dziś publikuję opowieść momem Babuni sprzed prawie 100 lat. Moja Mama znalazła ją segregując w domu stare "papierzyska". Nim ją przeczytacie - mam prośbę do tych, którzy być może mieszkają blisko lub wręcz w Albano Laziale. Nie mam teraz możliwości, aby tam pojechać, a chciałabym znaleźć "nawiedzoną" Villę del Cinque. O ile jeszcze istnieje. Zdobyć jej współczesne zdjęcie. A jeśli zostala zburzona w czasie II wojny światowej, dowiedzieć się, w jakich okolicznościach to się stało. Niestety wszystkie pamiątki po włoskich pobycie moich dziadków spłonęły w powstaniu warszawskim :( Pomożecie kochani? Z góry dziękuję. A teraz opowieść, która przytaczam bez korekty.
Był to rok 1928. Upalny czerwiec wypędził nas z Rzymu w góry Albańskie do Albano Laziale. Dzięki uprzejmości ówczesnego rektora Kolegium Polskiego, O. Komorowskiego , zamieszkaliśmy w willi O.O. Zmartwychwstańców. Było to wielkie dwu- piętrowe domisko położone w niegdyś pięknym, a w owym czasie bardzo już zaniedbanym ogrodzie.
Na parterze była kaplica, zakrystia, duży refektarz, takaż kuchnia i spiżarnia. Na pierwszym piętrze: sześć dużych pokoi , w tym cztery w amfiladzie, łazienka toaleta i korytarz oraz dwa pokoje po drugiej stronie korytarza. Na drugim piętrze – długi korytarz, z którego wchodziło się do pojedynczych pokoi umieszczonych po obu jego stronach.
Naprzeciwko tego domu stał budynek gospodarczy, na którego piętrze mieszkał włoski dozorca Vincenzo del Manno z rodziną, a na parterze była obora i inne pomieszczenia gospodarcze.
Zajęliśmy cztery pokoje w amfiladzie z dużym tarasem , którego poręcz oplatały pnącza obsypanego czerwonymi kwiatami krzewu. Przy pomocy nieocenionego brata Andrzeja pościągaliśmy z innych pokoi meble, które były jeszcze w możliwym do użytku stanie, znalazł się nawet jakiś dywan i mieszkanie było gotowe, a rozkład wyglądał mniej więcej tak: jadalnia, pokój przejściowy , z którego było wejście do małego pokoiku, który służył nam za kuchenkę do przyrządzania śniadań i kolacji ( nie trzeba było schodzić na parter do dużej kuchni klasztornej ). Niestety nie było ani gazu, ani elektryczności, gdyż instalacja była zepsuta, a studencka kieszeń nie pozwalała na ekstra wydatki. Następnie był salonik i sypialnia z wyjściem na taras, łazienka i toaleta.
Poza nami nikt w tym domu nie mieszkał, ale uczucie strachu było mi nieznane i czułam się tu doskonale, pomimo, że całe dnie byłam sama, ponieważ mąż studiował na Uniwersytecie i codziennie rano wyjeżdżał do Rzymu na wykłady, a wracał zwykle późno wieczorem. Nie bałam się sił nadprzyrodzonych, nie wierzyłam w duchy , nie miewałam żadnych urojeń, czy imaginacji. Mogłam tylko bać się żywych ludzi, ale i tego lęku nie odczuwałam. Po dusznym Rzymie upojona świeżym, górskim powietrzem przepojonym zapachem rosnących wokół świerków i laurów sypiałam świetnie.
Jednej z pierwszych nocy coś mnie obudziło. Leżałam spokojnie na łóżku i nagle usłyszałam , że przez pokoje biegnie piesek. Za wyjątkiem drzwi od korytarza wszystkie pozostałe drzwi pomiędzy pokojami zostawialiśmy otwarte. Musiał być nieduży , bo kroki były lekkie i delikatnie skrobały pazurki po kamiennej posadzce. Kroki były coraz bliższe i piesek wbiegł do naszej sypialni, zatrzymał się przy moim łóżku i po chwili wyraźnie poczułam, że dwie łapki oparły się na nim. Nie czując absolutnie lęku a tylko zdziwienie skąd się tutaj wziął , wyciągnęłam rękę chcąc go pogłaskać, ale natrafiłam na próżnię. Nie było pieska… a czułam wyraźnie jego łapki oparte na łóżku . Po chwili zeskoczył i pobiegł znów przez pokoje… po czym zapanowała cisza.
Powtarzało się to przez parę nocy z rzędu. Słyszał to również mój mąż śpiący na sąsiednim łóżku, ale do niego piesek nie podchodził. Zapalaliśmy latarkę elektryczną, ale nic nie mogliśmy zobaczyć. A oparcie małych łapek czułam wyraźnie.
W pokoju jadalnym , na stylowym stole , stało marmurowe popiersie Franciszka Józefa I cesarza Austrii w latach 1848-1916. Willa ta należała kiedyś do hrabiego del Cinque, obywatela włoskiego, który wygrał w lotto cinque i od tego przybrał sobie nazwisko oraz kupił tytuł hrabiego czy markiza i willę, którą wynajął ambasadorowi austriackiemu, a następnie sprzedał O.O. Zmartwychwstańcom wraz z całym empirowym umeblowaniem. Klerycy przyjeżdżający na studia do Rzymu w tej willi spędzali wakacje.
Pewnego jesiennego dnia /piesek już dawno przestał do mnie przychodzić/ po kolacji, mąż mój podszedł do tego popiersia, poklepał po ramieniu i powiedział :
„No co Cesarzu, twardo Ci tu spać na tym marmurowym stole.” Przeszliśmy przez pokoje i weszliśmy do sypialnego. W tym momencie drzwi z hukiem zatrzasnęły się za nami. Stanęliśmy zdumieni i nieco wystraszeni, gdyż okna były pozamykane i nie było mowy o przeciągu.- „Nie żartuj sobie ze zmarłych” powiedziałam do męża.
W październiku przyjechał do nas znajomy z Rzymu. Umieściliśmy go w pokoju gościnnym po drugiej stronie korytarza. Rano zapytał nas kto zajmuje pokoje na górze. Odpowiedzieliśmy, że absolutnie nikt, bo nawet szczurów nie ma, a nietoperze gnieżdżą się tylko w drwalce na podwórzu. Okazało się, że o piątej rano obudził go dźwięk dzwonka . Zupełnie jakby ktoś szedł korytarzem i dzwonił: najpierw na I piętrze, potem wyżej. Dźwięk dzwonka był głośny, potem coraz cichszy i umilkł. Kroków nie słyszał, ale kamienna i ceglana posadzka nie skrzypi , a kroki były widocznie lekkie i ciche. Powtarzało się to przez kilka nocy i ucichło po jego wyjeździe.
Przypomniałam sobie o jeszcze jednym zdarzeniu z lata. Kiedyś nad ranem, okna były otwarte, słyszeliśmy, że w kaplicy odprawia się Msza św. Dzwoniły cicho dzwonki na sanctissimus i słychać było głos kapłana odmawiającego modlitwy. Słów nie można było rozróżnić, ale można się było zorientować z intonacji głosu.
Był chyba listopad. Siedzieliśmy w pokoju sypialnym, który stał się również pokojem do pracy, bo zaczęły się jesienne chłody a tutaj było najcieplej. Mąż siedział przy biurku i pisał, a ja naprzeciwko niego siedziałam w fotelu i czytałam książkę. Już leciutko zmierzchało, ale jeszcze można było pracować bez światła. Nagle jednocześnie podnieśliśmy głowy i spojrzeli w stronę okna, a potem na siebie. Jak się później okazało oboje usłyszeliśmy i poczuliśmy to samo: otworzyło się okno - /naprawdę pozostawało zamknięte/ i przeszła między nami kobieta – słychać było szelest jedwabnej sukni i rozszedł się piękny zapach nieznanych nam perfum. I cisza…
Ostatnie wydarzenie miało miejsce w samą Wigilię. Wróciliśmy do siebie po wieczerzy , którą spożyliśmy razem z rodziną dozorcy. Mąż włożył ciepłe palto i poszedł z nimi na pasterkę, a ja zostałam sama.. Nie chciało mi się iść. Była to druga wigilia z dala od domu, chciałam zostać sama i choć myślą przenieść się do swoich bliskich. Kiedy drzwi za mężem zamknęły się na dole, zamknęłam również drzwi od pokoju i odeszłam w stronę biurka. W tym momencie usłyszałam, że ktoś trzy razy mocno uderzył w drzwi i rozległ się iście szatański chichot.
O ile wszystkie poprzednie wydarzenia nie sprawiały przykrego wrażenia, o tyle to było nieprzyjemne. I po raz pierwszy poczułam niepokój. Po świętach przyjechał do nas nasz serdeczny przyjaciel ks. biskup Dub- Dubowski i cały dom poświęcił. Skończyły się raz na zawsze wszystkie „nadprzyrodzone” historie. (zdjęcia: Pixabay)
Co najmniej 80 osób zginęło w odwecie za spisek Pazzich. Wieszani na murach, wleczeni po brukowanych ulicach, topieni w rzece, rąbani na „żywca” na kawałki czy rozszarpywani przez wściekły tłum – tak skończyli spiskowcy, których celem było zabicie „pierwszego obywatela” Republiki Florenckiej, Wawrzyńca i jego młodszego brata Juliusza z rodu Medyceuszy. Kim byli co ostatni? – władcami Florencji i dużej części Toskanii, a przede wszystkim bankierami papieży. Kim byli Pazzi? – również rodem bankierów z Florencji, któremu marzyło się przejęcie władzy i intratnego biznesu, jakim była obsługa finansowa Watykanu. Kiedy miał miejsce spisek? - W niedzielę 26 kwietnia 1478 r. Gdzie? – podczas Mszy św. w Katedrze Matki Boskiej Kwietnej (na zdjęciu poniżej) we Florencji, państwie-mieście, jednym z tych najbardziej liczących się w II poł. XV w. w Italii, która wówczas nie była jednolitym organizmem.
Na północy Półwyspu Apenińskiego tonu nadawały, rywalizujące ze sobą lub wchodzące w mniej trwałe alianse, państwa-miasta, rządzone przez dynastie, niekoniecznie z tzw. wyższych sfer. Jak Medyceusze, ród ewidentnie z awansu społecznego, który na trzy wieki z małymi przerwami zawładnął Florencją. Oprócz nich główną rolę na tym terenie odgrywali Sforzowie panujący nad Mediolanem (zdjęcie Zamku Sforzów poniżej) i sporą częścią Lombardii, a pomniejszą rolę pełniły Urbino pod egidą rodu Montefeltro, Rimini rządzone przez Malatestów, Ferrara rodu Este i Mantua należąca do Gonzagów.
Tego pejzażu dopełniała potężna Republika Wenecka (Pałac Dożów w Wenecji poniżej), Rzym w ryzach trzymali, dalecy od moralności, papieże, a Południe z Neapolem kontrolował Dom Aragoński. Italia „sklei się” dopiero w 1861 r., aczkolwiek nie bezboleśnie.
Renesansowe Włochy kojarzą nam się ze sztuką: „Narodzinami Wenus” i „Wiosną” Botticellego, jego freskami w Kaplicy Sykstyńskiej, która wówczas powstała za sprawą papieża Sykstusa IV oraz namalowanym pół wieku później przez Michała Anioła, w tym samym miejscu „Sądem Ostatecznym”. Te dzieła wydają się nam tak nieziemsko wręcz piękne, że aż nieskalane. Tymczasem kryją w sobie zaszyfrowaną w symbolach historię wydarzeń tak krwawych, bezpardonowej walki o władzę, gdzie nikt z głównych bohaterów nie jest pozytywny, natomiast każdy z nich, po trupach, nawet najbliższych dąży do zwycięstwa.
Do tej historii dokopał się, dosłownie, bo w starych archiwach Marcello Simonetta, wykładowca historii Europy i teorii politycznej w Paryżu oraz m.in. konsultant historyczny dla twórców… gier komputerowych. I napisał książkę, którą, mimo iż jest drobiazgowym opracowaniem historycznym, czyta się jak kryminał, thriller, momentami wręcz horror. „Tajemnicę Montefeltra” opublikowało właśnie w Polsce Wydawnictwo Rebis i ta książka bije na głowę zarówno tetralogię o Medyceuszach Matteo Strukula, jak i wyprodukowany na jej podstawie film. Dlaczego? Często bowiem prawda jest bardziej fascynująca, przerażająca i przewrotna niż najbardziej „pokręcona” fikcja. Atutem Simonetty jest zaś fakt, że dotarł do takich źródeł, o których innym historykom się po prostu nie śniło. W tym pewnego listu sprzed pięciu i pół stulecia. Nie dość, że go znalazł - to jeszcze rozszyfrował korzystając z równie starej… księgi szyfrów. Takich szyfrowanych listów wymagających klucza i „kosmicznego” wręcz spektrum wiedzy od historii i mitologii antycznej poprzez Biblię po literaturę jest w książce więcej. Autor je nam pokazuje w oryginale i pomaga odczytać, a to kapitalna zabawa.
Simonetta przedstawia nam też po kolei bohaterów powieści. Wszyscy zaś żyli naprawdę, a nie są wytworem fikcji czy kontabulacji historycznej. Możemy spojrzeć im twarz dzięki opublikowanym wizerunkom pędzli najprzedniejszych malarzy epoki, poznać ich charakter i upodobania. To przede wszystkim tytułowy Fryderyk z Montefeltro, nieślubny syn Guidantonia z Montefeltro - władcy Urbino, Gubbio i Casteldurante, uznany potem za pełnoprawnego. Był piekielnie wręcz zdolnym kondotierem, czyli dowódca wojsk najemnych, którego dzięki niepowtarzalnym talentom stratega dosłownie rozchwytywali wszyscy władcy Półwyspu Apenińskiego. Wiadomo, wojsko pod wodzą Montefeltro wygrywało każdą bitwę! W pewnym momencie Fryderyk przeskoczył umiejętnie z siodła na stolec w Urbino, dostał tytuł księcia od samego papieża i zaczął snuć nić spisku przeciw Medyceuszom, cały czas udając ich przyjaciela. Czynił to, trzeba przyznać niezwykle umiejętnie, skoro zdołał wprowadzić w błąd tylu wcześniejszych badaczy nie dostrzegających tej podwójnej gry.
Przed szczwanym lisem, Montefeltrem ostrzegał władców Florencji inny, kuty na cztery nogi, lis, Cicco Simonetta, osoba nr 2 na dworze Sforzów w Mediolanie. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa – to przodek autora książki, Marcella. Simonetta prapraprawnuk wydobył go z mroku zapomnienia i jak Demiurg tchnął życie. Czytając między wierszami dokumenty Sforzów zachowane do naszych czasów, zdołał tak dobrze poznać antenata, jakby mieli szansę się poznać. Możemy mieć wręcz wrażenie, że to Cicco jest głównym bohaterem książki, a przynajmniej równoważnym, bo między nimi albo wokół nich toczy się akcja. Przypomina niekończący się pojedynek między dwoma mistrzami, z których żaden nie oddaje pola. Do końca. Choć cena do zapłacenia okazuje się nadspodziewanie wysoka.
Jaka to cena i jak wyglądał sam spisek Pazzich? Jaki inny mord go poprzedził i dlaczego oba wydarzenia miały miejsce w kościołach? Czy Medyceusze przejrzeli knowania Montefeltra, a może zrobił to ktoś inny? I czy Wawrzyniec był równie lojalny co Cicco? Co za „szyfry” kryją wspomniane wcześniej płótna? O tym wszystkim jest „Tajemnica Montefeltra” Marcella Simonetty, którą czyta się jednym tchem. Koniecznie po nią sięgnijcie! (zdjęcia szyfrów i Fryderyka Montefeltro z synem to ilustracje z recenzowanej książki)
Ryanair, linia lotnicza nr 1 w Polsce, dziś (25 października) zainaugurowała sezon Zima 2020/2021 oraz powrót tras z Poznania do Paryża i Kijowa. W zimowym rozkładzie lotów Ryanaira z Poznania - oprócz Wysp Brytyjskich oraz Irlandii - pozostanie również trasa do hiszpańskiego Alicante nad morzem Śródziemnym.
Z okazji rozpoczęcia zimowego rozkładu lotów, Ryanair wprowadził do sprzedaży bilety na loty od października do grudnia już od 39 zł. Bilety w promocyjnej cenie można zarezerwować na www.ryanair.com do wtorku (27 października) do północy. (Źródło: Ryanair, zdjęcie Anna Kłossowska)
Od soboty 24 października następuje zawieszenie stacjonarnej działalności lokali gastronomicznych i restauracji przy dopuszczeniu prowadzenia działalności w zakresie dowozu lub na wynos. Dozwolone jest natomiast prowadzenie restauracji w hotelach, ale tylko dla gości hotelowych nocujących co najmniej jedną dobę hotelową. Podawanie posiłków musi odbywać się wyłącznie do stolika i w reżimie sanitarnym (zakrywanie ust i nosa przez klientów i obsługę, zachowanie odległości itp.).
Zgromadzenia publiczne i spotkania mogą się odbywać do pięciu osób. Ponadto odległość między zgromadzeniami nie może być mniejsza niż 100 m. Uczestnicy powinni utrzymywać dystans 1,5 m od siebie i zakrywać usta i nos.
Ograniczenie liczby osób dotyczy też imprez, spotkań i zebrań w przestrzeni publicznej niezależnie od ich rodzaju – do pięciu osób spoza wspólnego gospodarstwa domowego (z wyjątkiem spotkań służbowych). Limity te nie dotyczą miejsc kultury.
Rozporządzenie z 24 października zawiera korektę zapisu dotyczącego organizcji konferencji, kongresów czy targów online. W myśl rozporządzenia wydarzenia online mogą być w czerwonej strefie organizowane.
Zasady ze strefy czerwonej (zdefiniowane w rozporządzeniu 16 października) zostają rozciągnięte na całą Polskę. Wszędzie więc – w każdym powiecie – obowiązują dokładnie takie same obostrzenia.
Wydarzenia sportowe mogą odbywać się bez udziału publiczności
Wydarzenia kulturalne mogą się odbywać z udziałem maksymalnie 25 proc. publiczności, przy udostępnieniu co czwartego miejsca lub przy zachowaniu 1,5 odległości. Obowiązkowe jest zakrywanie ust i nosa.
Działalność hoteli obecnie jest dopuszczalna, z wyłączeniem działalności klubów i dyskotek oraz miejsc udostępnionych do tańczenia.
Stosuje się przepisy dotyczące kongresów, gastronomii oraz działalności kulturalnej czy sportowej – jeśli taka jest świadczona w hotelu itp. Z basenów, centrów fitness oraz siłowni – mogą korzystać jedynie goście hotelowi przebywający w hotelu co najmniej jedną dobę hotelową.
W strefie czerwonej obowiązuje zakaz organizacji imprez okolicznościowych (Źródło: Meeting Planner)
Emirates uruchomiły zintegrowaną ścieżkę biometryczną w Międzynarodowym Porcie Lotniczym w Dubaju (DXB). Bezkontaktowe korzystanie z lotniska jest teraz dostępne dla pasażerów linii podróżujących z Dubaju i przez Dubaj.
Zintegrowana ścieżka biometryczna zapewni pasażerom bezproblemową podróż od określonej odprawy do bramki i wejścia na pokład, tym samym usprawniając przepływ pasażerów przez lotnisko z mniejszą liczbą kontroli dokumentów i mniejszymi kolejkami. Dzięki wykorzystaniu najnowszej technologii biometrycznej - połączenia rozpoznawania twarzy i tęczówek, pasażerowie Emirates mogą odprawić się przed lotem, dopełnić formalności imigracyjnych, wejść do poczekalni Emirates i na pokład samolotu po prostu spacerując po lotnisku. Różne punkty styku na ścieżce biometrycznej pozwalają na bezpieczną podróż, zmniejszając interakcję między ludźmi.
Biometryczne punkty styku są obecnie instalowane na wybranych stanowiskach odprawy dla klas pierwszej, biznesowej i ekonomicznej naTerminalu 3 na lotnisku w Dubaju (DXB), bramkach imigracyjnych, w tym w „inteligentnym tunelu”, przy wejściu do poczekalni premium Emirates w hali B oraz przy wybranych bramkach pokładowych. Miejsca, w których zostanie zainstalowany sprzęt biometryczny zostaną wyraźnie oznaczone, a w przyszłości w każdym punkcie styku zostaną zainstalowane dodatkowe urządzenia.
„Inteligentny Tunel” (Smart Tunnel), projekt będący efektem współpracy Generalnej Dyrekcji ds. Rezydentów i Spraw Zagranicznych w Dubaju (GDRFA) i Emirates, to pierwszy na świecie projekt kontroli paszportowej, w którym pasażerowie po prostu przechodzą przez tunel i są „odprawiani” przez władze imigracyjne, bez interwencji lub potrzeby uzyskania fizycznego stempla paszportowego.
Emirates są także pierwszym przewoźnikiem spoza Ameryki, który otrzymał zgodę na biometryczne wejście na pokład od amerykańskiego Urzędu Celnego i Ochrony Granic (CBP). Pasażerowie lecący z Dubaju do kierunków w USA będą mogli wybrać technologię rozpoznawania twarzy przy bramkach odlotów.
Ścieżka biometryczna to najnowsza z wielu inicjatyw Emirates mających na celu zapewnienie inteligentnej podróży bezdotykowej. W zeszłym miesiącu linie lotnicze wprowadziły inne usługi, w tym samodzielną odprawę i kioski do odprawy bagażu w Dubaju, aby zapewnić płynniejsze korzystanie z lotniska.
Elastyczność i pewność: polityka rezerwacji Emirates daje klientom elastyczność oraz pewność planowania ich podróży. Klienci, którzy kupią bilety na podróż zaplanowaną na 31 marca 2021 albo przed tą datą, mogą elastycznie wprowadzać zmiany w podróży. Mają możliwość zmiany daty podróży, przedłużenia ważności biletu o 2 lata lub zamiany biletu na voucher podróżny do wykorzystania na przyszłe zakupy dla siebie, swojej rodziny i przyjaciół. Więcej informacji znajduje się tutaj.
Darmowe pokrycie kosztów związanych z zachorowaniem na COVID-19: klienci linii Emirates mogą spokojnie planować lot: w przypadku rozpoznania COVID-19 podczas podróży przewoźnik pokryje koszty świadczeń medycznych bez dodatkowych opłat ze strony pasażera. Ochrona przysługuje automatycznie pasażerom lecącym liniami Emirates do 31 grudnia 2020 r. i obowiązuje przez 31 dni od momentu przebycia pierwszego odcinka podróży. Dzięki temu pasażerowie skorzystają z dodatkowej ochrony, nawet jeśli po podróży liniami Emirates polecą dalej. Więcej szczegółów: www.emirates.com/COVID19assistance.
Zdrowie i bezpieczeństwo: Emirates wdrożyły kompleksowy zestaw środków na każdym etapie podróży, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim klientom i pracownikom zarówno w trakcie lotu, jak i przed wejściem na pokład. Podróżującym rozdawane są bezpłatne zestawy higieniczne zawierające maski, rękawiczki, środki dezynfekujące i chusteczki antybakteryjne. Więcej informacji na temat środków bezpieczeństwa i usług dostępnych podczas każdego lotu można znaleźć na stronie: www.emirates.com/yoursafety.
Wymagania dla wjeżdżających turystów: więcej informacji skierowanych do międzynarodowych gości udających się do Dubaju można znaleźć pod linkiem www.emirates.com/flytoDubai.
Rezydenci powracający do ZEA mogą sprawdzić najnowsze wymagania pod adresem: www.emirates.com/returntoDubai.
O Emirates
Od momentu założenia w 1985 r. linie Emirates otrzymały ponad 500 międzynarodowych nagród za niezrównanej jakości obsługę pasażera.
Linie mają siedzibę w Dubaju, jednym z niewielu miast na świecie, które realizuje politykę otwartych przestworzy, i obok 150 innych linii lotniczych prowadzą działalność na zasadach swobodnej i uczciwej konkurencji.
Flota linii składa się z 270 szerokokadłubowych maszyn, w tym 12 samolotów towarowych, i należy do najmłodszych w przestworzach. Obecnie linie Emirates oczekują na dostawę 214 samolotów.
Linie Emirates obsługują loty w 157 kierunkach w 83 krajach Europy, Ameryki Północnej i Południowej, Bliskiego Wschodu, Afryki, Azji Południowej, Dalekiego Wschodu i Australazji.
(Źródło i zdjęcia: www.emirates.com)
Tak sobie bierze 20-kg piłę spalinową w dłonie i... rzeźbi. Ale jak! Nazywa się Andrzej "Andre" Zawadzki, pochodzi z Mszczonowa i od lat daje drugie, piękniejsze życie starym drzewom, złamanym konarom, pniom. W Grójcu stoi jego Alien z wysuwaną szczęką, w Krakowie w 2021 r. ma stanąć dwugłowy smok, Plac Baśniowy na warszawskiej Ochocie zdobi Miś Uszatek w towarzystwie sowy i przykucniętego pod grzybem krasnala. Teraz zaś przyszedł czas na żoliborską Kępę Potocką, która prócz żywego ptactwa zaroiła się od tego wyrzeźbionego piłą w połamanych drzewach. Wykorzystując jeden ze słonecznych dni udało mi się sfotografować komórką jeden z okazów - czaplę z rybą w dziobie, ale są też i orły z rozpostartymi skrzydłami, pelikan i... żaba, która, jak wiemy do ptactwa nie należy :) Cała seria drewnianych rzeźb pana Andrzeja urozmaica brzegi kanałku przecinającego wzdłuż Kępę Potocką - jedno z ulubionych miejsc spacerów nas, żoliborzan. Zgodnie z informacją "Gazety Żoliborskiej" jest "to efekt realizacji projektu "Pień nadziei", który wybrano w głosowaniu przeprowadzonym w ramach Budżetu Obywatelskiego. W planie ma być jeszcze więcej rzeźb. Pewnego dnia, niestety spiesząc się, widziałam pana Andrzeja, jak pracuje na rusztowaniu przy jednym ze swoich dzieł.
A oto jak sam się prezentuje na stronie usługi-artystyczne.pl: "Nazywam się Andrzej Zawadzki, moją pasją od najmłodszych lat była rzeźba w drewnie. Na początku były to cudeńka strugane z patyczków. Dziś rzeźbię dzieła rzeczywistych rozmiarów np.: ławki, zwierzęta (krokodyle, misie...) rośliny, grzyby, kwietniki, kapliczki. ...". Czy może znacie inne miejsca, w których również znajdują się rzeźby tego utalentowanego pasjonata? (Źródła: "Głos Żyrardowa", "Super Express", "Głos Żoliborza")
Na podstawie rozporządzenia rządu Republiki Czeskiej, od 22 października 2020 przekroczenie granicy z Republiką Czeską jest możliwe tylko w koniecznych przypadkach. Podróż w celach turystycznych lub w celu odwiedziny znajomych nie jest możliwa. Kontrole na granicy nie zostały wprowadzone.
Szczegółowe informacje są dostępne na stronie czeskiego Ministerstwa Zdrowia https://www.mvcr.cz/mvcren/article/coronavirus-information-of-moi.aspx
Czy byliście kiedyś w okopach? Takich prawdziwych, zbudowanych naprędce przez żołnierzy na wojennych frontach? Ja do nich zstąpiłam kilka lat temu, o czym już pisałam na tym blogu.
Wracam jednak do tematu z bardzo konkretnego powodu. Kilka dni temu projekt wspólnego szlaku zrealizowanego przez Włochy i Słowenię w graniczących ze sobą regionach, a zatytułowany „Wędrówka Pokoju – zrównoważony rozwój dziedzictwa Pierwszej Wojny Światowej między Alpami a Adriatykiem” został wyróżniony jako najlepszy spośród tych realizowanych w zakresie INTERREG Europa 2014-2020.
Jest to program współpracy międzyregionalnej, którego głównym celem jest poprawa wdrażania polityki programów rozwoju regionalnego. Program został zatwierdzony przez Komisję Europejską 11 czerwca 2015 r.
Premiowana trasa turystyczna została poprowadzona przez autentyczne okopy i tunele frontów Wielkiej Wojny sprzed wieku. Jest już w większej części oznakowana – prace w tym zakresie zakończą się w przyszłym roku.
Szlak zaczyna się w miejscowości Lod Pod Mandatom w Słowenii i kończy w stolicy włoskiego regionu Fruli Wenecja Julijska, czyli w Trieście, a dokładniej na Molo Audace naprzeciwko widowiskowego placu-„salonu” miasta Piazza Unità. Trasa liczy aż 420 km i podzielona jest na 25 odcinków, 12 w Słowenii i 13 w FVG. Inicjatywa stanowi prawdziwą lekcję historii w terenie, gdzie miały miejsce największe batalie I wojny światowej. Jednocześnie szlak wiedzie przez bogate przyrodniczo, „widokówkowe” tereny: okolice granicznej Gorycji, malowniczej dziś miejscowości Kobarid (Caporetto) nad rzeką Soczą (Isonzo), pod którą Armia Austro-Węgier poniosła znaczne straty, a Włosi masowo uciekali z pola bitwy. W Kobarid znajduje się Muzeum I wojny swiatowej i zdjęcie Ernesta Hemingwaya. Dlaczego? O tym mój dawny post: http://italiannawdrodze.blogspot.com/2013/11/hemingway-w-windzie.html
Nad Soczą, tylko w różnych miejscach stoczono aż 12 bitew i te miejsca można dziś oglądać. Podobnie jak tereny wapiennego płaskowyżu Kras (w tych okolicach znajduje się słynna jaskina Postojna) łączącego oba kraje.
Na zdjęciach – godne polecenia słoweńskie fragmenty szlaku. Post otwiera ujecie z okopów Szlaku Historycznego w Brestovec w Słowenii autorstwa Gabriele Menis. Dwa kolejne pochodzą również z tego miejsca i wykonała je ta sama ręka.
Również Gabriele Menis utrwalił na zdjęciu wielokilometrową, ciemną wstążkę okopu pośród burych wzgórz koło wsi Kolovrat. Na trasie znajduje się również Park Tematyczny Monfalcone (zdj. Marco Mantini). Nie sposób pominąć Parku Ungarettiego, który jakiś czas temu odwiedziłam (zdjęcie Gabriele Menis): http://italiannawdrodze.blogspot.com/2014/01/ungaretti-jak-hemingway-na-wojnie.html
(Źródło: Turismo Italia News, zdjęcia: materiały prasowe dla dziennikarzy)
Nie wiesz co robić w weekend? Chcesz odpocząć na świeżym powietrzu, ale niekoniecznie daleko od domu? Poznaj pierwsze materiały stworzone przez 16 finalistów Turystycznych Mistrzostw Blogerów i zainspiruj się. Akcja odbywa się we współpracy z regionalnymi organizacjami turystycznymi.
Turystyczne Mistrzostwa Blogerów to jedyna akcja w Polsce promująca turystykę krajową, która łączy w sobie nowoczesne formy przekazu i element rywalizacji. Pod koniec września Polska Organizacja Turystyczna wybrała 16 blogerów, z których każdy reprezentuje jeden region Polski. Ich zadaniem jest przygotowanie minimum dwóch wpisów oraz jednego materiał wideo (filmu), a także sześciu postów na Facebooka i tyle samo postów na Instagramie. Znajdą się w nich relacje z kilkudniowego wypadu do przydzielonego województwa.Pierwsze materiały można już znaleźć na stronie konkursu mistrzostwablogerow.polska.travel To dobre źródło inspiracji przy wyborze kierunku weekendowej wyprawy "w Polskę". Jest to sposób na wykorzystanie bonu turystycznego.
Tematem przewodnim tegorocznej edycji Turystycznych Mistrzostw Blogerów są nieodkryte, ale warte odwiedzenia zakątki Polski.
Od 10 do 24 listopada na stronie mistrzostwablogerow.polska.travel odbędzie się głosowanie, w którym każdy będzie mógł wskazać faworyta. Zwycięzców konkursu poznamy w grudniu. O tym kto wygra, zdecydują trzy czynniki: wyniki głosowania internautów, zasięgi wygenerowane przez blogerów oraz opinia kapituły.
Zwycięzca mistrzostw otrzyma łącznie 13,5 tys. zł netto, oraz możliwość dalszej współpracy przy projektach realizowanych przez Polską Organizację Turystyczną. Nagroda za zajęcie drugiego miejsca to 8,5 tys. zł netto, a bloger, który zajmie trzecie miejsce otrzyma łącznie 6,5 tys. zł netto (Źródło informacji i grafiki: POT)
Polska Organizacja Turystyczna wspólnie z firmą Kadry Turystyki organizuje kurs pilotowania wycieczek po Polsce dla pilotów. Kurs rozpocznie się 30 października i będzie realizowany w całości w formie online.
W związku z trwającą pandemią wirusa SARS-CoV-2, grupa zawodowa pilotów wycieczek bardzo ucierpiała. Zamknięcie granic oraz poszczególnych państw na świecie, uniemożliwiło pracę dla pilotów specjalizujących się w wyjazdach zagranicznych.
- Sezon wakacyjny 2020 roku udowodnił, że w wielu krajach poprzez pandemię na znaczeniu zyskała turystyka krajowa. Analogiczna sytuacja ma miejsce także w Polsce. Dlatego też Polska Organizacja Turystyczna chce pomóc przebranżowić się pilotom wycieczek zagranicznych i zapoznać ich z ofertą turystyczną kraju. Zachęcam wszystkich do udziału w bezpłatnym kursie - mówi Anna Salamończyk-Mochel, pełniąca obowiązki prezesa Polskiej Organizacji Turystycznej.
Celem kursu jest zapoznanie uczestników z walorami turystycznymi i specyfiką pracy pilota wycieczek w 16 województwach w Polsce. Wiedza zdobyta na kursie ma realnie zwiększyć kompetencje pilotów i sprawić, by byli bardziej konkurencyjni na rynku pracy.
Kurs rozpocznie się 30 października i trwać będzie do 13 grudnia. Obejmuje 64 godziny zajęć, które będą odbywać się za pomocą platformy webinarowej ClickMeeeting. Zajęcia organizowane są w piątki w godz. 18.00-20.00 oraz soboty i niedziele w godz. 09.00-13.00. Uczestnicy, po zdaniu testu końcowego i osiągnięciu min. 75% frekwencji, otrzymają certyfikat potwierdzający ukończenie kursu.
Wejdź na stronę: https://kurs.kadryturystyki.pl/pot i zgłoś się do udziału w kursie.
10% zniżki na skipass kupiony on-line i gwarancja zwrotu pieniędzy dla tych, którzy nabędą z wyprzedzeniem abonament narciarski na cały sezon lub chociażby kilkudniowy. A także specjalna aplikacja pokazująca, gdzie są najmniejsze kolejki do kas biletowych i wyciągów. To propozycje Konsorcjum Skirama Dolomiti Adamello Brenta, które w ten sposób chce przekonać amatorów desek do skorzystania w nadchodzącej zimie z oferty ośmiu ośrodków narciarskich wchodzących w jego skład. Celem Kampanii jest zapewnienie szusującym jak największego bezpieczeństwa w czasie trwania pandemii.
Od czwartku 29 października 2020 r. będzie już można kupić on-line skipassy, gwarantujące minimum 80 dni otwartych tras narciarskich w sezonie. W przypadku, gdyby ten czas uległ skróceniu, konsorcjum przewiduje zwrot pieniędzy za dni, w których jazda była niemożliwa. Taka sama procedura obejmuje abonamenty tygodniowe lub kilkudniowe – wówczas zwrot można będzie również uzyskać, gdyby ich właściciel został zarażony Covid-19 i nie mógł wykorzystać skipassa: www.skirama.it
Oferta obejmuje ośrodki wchodzące w skład konsorcjum: Skiarea Campiglio Dolomiti di Brenta z Madonna di Campiglio, Folgarida Marilleva i Pinzolo, Skiarea Pejo3000, Pontedilegno-Tonale, Paganella Ski, Alpe Cimbra e Monte Bondone) - w sumie niemal 400 km tras i 150 wyciągów. Aby uniknąć tłoku w kolejkach do „kanap”, „orczyków” i kabin linowych, Skirama przygotowuje na sezon 2020/2021 specjalną aplikację, która umożliwi podgląd wszystkich stacji narciarskich i podpowie, gdzie najkrócej będzie się czekać na wjazd na górę. Chodzi o to, aby uprawianie narciarstwa było zgodne z przepisami anty covidowymi, a więc koniecznością zachowania dystansu społecznego. Każdy narciarz będzie musiał nosić maseczkę w kolejce do kas, wyciągu i w kabinach, które mają być regularnie wietrzone Wspomniane przepisy przewidują też codzienną dezynfekcję wyciągów, kas, wypożyczalni sprzętu narciarskiego i sanitariatów (Źródło: Corriere dello Sport, Skirama Dolomiti, zdjęcie: Materiały prasowe Region Veneto)
Tłumy faunów, satyrów, nimf i wróżek hasają ponoć w okolicach największego jeziora we Włoszech, Lago di Garda. Przynajmniej wierzy w to mieszkająca nad nim ludność. Ten akwen wodny położony na przecięciu trzech regionów: Trydentu-Górnej Adygi, Lombardii i Wenecji Euganejskiej, w połowie drogi między Wenecją a Mediolanem zapełniać mają postacie zrodzone wprost z pradawnych, italiskich mitów. Wśród nich prym wiodą jednak dèi i dee, bogowie i boginie z rzymskiego panteonu, jak Jowisz, Mars, Eol, Neptun i Minerwa, jak również ich liczne potomstwo zrodzone w wyniku kontaktów z ludźmi.
Szczególnie drogi sercom „tuziemców” jest Benàco, syn Neptuna – boga wód, chmur i deszczu. Do tego stopnia, że Lago di Garda bywa też nazywane Lago di Benàco. W legendach opowiadanych nad jeziorem bożek jawi się jako swoisty Casanova, tyle, że wzoruje się pod tym względem na samym wuju, bogu wszystkich bogów – Zeusie. Benàco ma więc „dziewczynę w każdym porcie”, jego miłosnych zapałów doświadczyły nimfy, ale i dziewice ze wszystkich zakątków jeziora, zatoczek i wysp, a nawet okolicznych wzgórz. Z tych związków rodziły się naturalnie kolejne nimfy, dzieweczki lub chłopcy. Było ich tak wiele, że imiona potomstwa pokrył kurz mijającego czasu. Z wyjątkiem córki, pięknej nimfy o imieniu Garda, którą tatuś-wizjoner oddał bóstwu Sarca zawiadującemu Alpami i ich zimnymi wodami. Sarca dosłownie stracił głowę dla Gardy, więc ojciec mógł podyktować warunki – w pakcie ślubnym „stało" więc, że z tego związku powstanie wielkie jezioro. I tak w polodowcowym krajobrazie zaistniało Lago di Garda. To jednak nie koniec historii. Ze ślubu (albo wg innej wersji, przypadkowej relacji) z urodziwą nimfą Fillide, Benàcowi przypadło rodzeństwo Limone (Cytryna) i Garmeo, które posłuszne woli ojca rozwinęło nad Gardą uprawy cytryn i cedrów, obejmując opieką również tamtejszy połów ryb. Założyli też znane dziś, letniskowe miejscowości: Limone i Gargnano.
Już teraz całkiem serio - pod względem mnogości legend jezioro Garda stanowi fenomen na skalę krajową – nigdzie indziej nie ma tak żywej i obszernej mitologii lokalnej.
(Źródła: La Saga delle Streghe Quinti, https://www.leggendedelgarda.com/, Simona Cremonini “Leggende, curiosita’ e misteri del Lago di Garda”, zdjęcia: materiały prasowe Regionu Veneto)
Teraz stwierdzicie, że „przegięłam”. A jednak nie. Z pełną świadomością i premedytacją właśnie dziś pisze o mojej siłowni na warszawskim Żoliborzu. To PR1ME, której sieć działa w stolicy i chyba nie tylko, ale tematu tak nie zgłębiałam. Ważne, że już bliżej mojego domu być nie mogło – studio znajduje się w posesji obok. Przyznam, że przez lata omijałam wielkim łukiem, kiedy ta „siłka” nie należała jeszcze do PR1ME. Może dlatego, że kiedyś tam wstąpiłam z ciekawości i odstraszyły mnie absurdalnie wysokie ceny. Jednak w styczniu tego roku dałam temu miejscu drugą szansę. Głównie z… lenistwa, bo skoro jest tak blisko, to po co szukać dalej. Motywację miałam silną – zapowiadał się intensywny sezon wycieczkowy. To zaś oznaczało wiele godzin jazdy w autokarze, a nierzadko i nocki na fotelach w pozycji embrionalnej. Po takim „wypoczynku” człowiek następnego ranka budził się (o ile przespał) nieżywy, obolały itd. itp. Wiedziałam, że muszę sobie pomóc przed intensywną pracą. I zlikwidować małą „oponkę” łakomstwa na brzuchu, ujędrnić to i owo. Usprawnić się generalnie. Wkroczyłam więc do PR1ME’u i spotkała mnie miła niespodzianka. Za karnet ranny (godz. 6-16) opłata wynosiła 249 zł/miesiąc. Dało mi to możliwość nieograniczonego korzystania w tym czasie ze wszystkich zajęć na basenie i Sali. Mogłam też wpadać ile chcę na basen, aby popływać indywidualnie albo na większą salę z całą ”maszynerią” i rozruszać się na niej we własnym zakresie. Zaczęłam od zajęć w wodzie i dosłownie „oszalałam” – aqua fit z trenerką Agnieszką to był strzał w dziesiątkę. Dynamiczne, 45-minutowe ćwiczenia w wodzie – również z ciężarkami czy „makaronami”, to było to, czego potrzebowałam na „rozruch” o poranku. Świetne też były zajęcia Aqua Cycling – do tej pory na rowerze jeździłam tylko po ziemi, a tu tyle możliwości! Ostatnio odkryłam Aqua Dance z Konradem – to mambo pośród fal w rytm evergreenów z „Dirty Dancing”! Wow!
Po pewnym czasie wybrałam się na zajęcia na salę i tu absolutnie zachwyciły mnie te prowadzone przez Basię (na zdjęciu otwierającym tego posta). Joga, a przede wszystkim ćwiczenia na kręgosłup i stretching. Za każdym razem inny zestaw… Były też zajęcia dla dzieci i rodzin, nauka pływania, lekcje dla seniorów... Mnóstwo propozycji
Gdy wzrosła liczba zachorowań zadzwoniłam do mojej siłowni i poprosiłam o zawieszenie karnetu na tydzień. Nie było problemu. Nie minął ten tydzień, jak siłownie zostały odgórnie zamknięte. Staram się sama motywować do ćwiczeń w domu, ale nie ma jak zajęcia pod okiem profesjonalistów. I czasem po prostu się nie chce. Marzy mi się koniec tej pandemii, lockdownu i powrót do mojego PR1ME, który traktuję również jako świetne miejsce spotkań towarzyskich. Latem można się było wyciągnąć na leżankach i poplotkować na słoneczku – koło basenu mamy na zewnątrz zieloną murawę szczelnie odgrodzoną od reszty świata, że nic z zewnątrz nie widać.
Co jednak najważniejsze - jest tu bardzo czysto, miła atmosfera - obsługa uczynna i dyspozycyjna, co teraz tak często się nie zdarza. Tu po prostu dba się o klienta, traktuje indywidualnie, a nie jako maszynkę do wyciagania pieniędzy, czego dowodem jest zgoda na zawieszenie mojego karnetu. Podoba mi się też aranżacja przestrzeni. Nawet dekoracja muru na basenie inspirowana Klimtem. Zwłaszcza, że uwielbiam secesję :)
Bardzo Wam polecam to miejsce, gdzie moje ciało nabiera wigoru, a głowa odpoczywa.
Zobaczcie więcej na FB https://www.facebook.com/pr1mefitnessklub/ Zdjęcia: PR1ME
20 października 2020 roku już po raz piąty obchodzony jest Dzień Krajobrazu. W tym roku Narodowy Instytut Dziedzictwa, inicjator kampanii społecznej Krajobraz mojego Miasta, włącza się do obchodów i upowszechniania idei tego święta.
To wyjątkowe wydarzenie koordynowane przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w tym roku zostało poświęcone drzewom.
Koncepcje promowane przez Krajobraz mojego Miasta głoszą, iż zieleń jest nieodłącznym i nieodzownym składnikiem w strukturze każdego miasta; jednym z wielu elementów tworzących jego tkankę, np. z układem ulic, formą obiektów odpowiedzialnych za jego charakterystyczną postać. Dlatego też Narodowy Instytut Dziedzictwa, inicjator kampanii, postanowił włączyć się w działania upowszechniające ideę tego święta.
Edukacja przez zabawkę, czyli krajobrazowe zagadki z nagrodami
W ramach zaangażowania w obchody Dnia Krajobrazu Narodowy Instytut Dziedzictwa przygotował wiele zabaw i quizów z ciekawymi nagrodami, które ogłoszone zostaną już jutro, 20 października 2020 r,. na następujących profilach na portalu Facebook:
• Krajobraz Mojego Miasta
• Europejskie Dni Dziedzictwa
Organizatorzy pragną zachęcić do uważnego przyjrzenia się krajobrazowi kulturowemu; wyciągnięcia starych albumów, odkurzenia wspomnień, czy uruchomienia wyobraźni. Zabawy przeznaczone są dla odbiorców w różnym wieku – będą wymagały posiadania zarówno dawki merytorycznej wiedzy, jak i kreatywności. Już dziś zachęcamy do wspólnej zabawy i uważnego śledzenia naszych profili w mediach społecznościowych!
Zieleń w mieście, drzewo w krajobrazie
Zieleń w mieście pełni rozmaite funkcje, z których ekologiczna jest zapewne jedną z ważniejszych. Nie mniej istotna jest funkcja techniczna, czyli osłona i izolacja zabudowy i miejsc wypoczynku przed szkodliwymi czynnikami. Wymienić należy również funkcję dydaktyczną, wychowawczą, sportową, społeczną, a nawet psychologiczną, wynikającą z pozytywnego wpływu na poczucie bezpieczeństwa, czy sprzyjaniu budowaniu więzi. Kluczowe są także funkcje estetyczna i kompozycyjna: wywoływanie odczucia harmonii i piękna. Znaczenie ma nawet pojedyncze drzewo! W każdym przypadku wpływa ono korzystnie na wizerunek miasta; od soliterów, które dominują w przestrzeni, przez grupy lub szpalery drzew wyznaczające granicę kolejnych widoków, aż po rozległe skupienia stanowiące tło dla innych obiektów lub krajobrazów. Potężne drzewa przez wieki inspirowały poetów i malarzy, przez co ich reprezentacja w tekstach kultury jest bardzo znacząca.
Więcej informacji o Dniu Krajobrazu na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska https://www.gdos.gov.pl/
Więcej informacji o kampanii Krajobraz mojego Miasta znajduje się na stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych. Oto link: https://www.facebook.com/KrajobrazMojegoMiasta/
(Źródło: Narodowy Instytut Dziedzictwa)
Dotkliwe skutki pandemii będą odczuwane przez niemiecką turystykę przyjazdową dłużej niż wcześniej prognozowano. Taki wniosek wypływa z najnowszego badania przeprowadzonego przez Tourism Economics na zlecenie Niemieckiej Centrali Turystyki (DZT), którego celem było przeanalizowanie wpływu pandemii na 19 najważniejszych rynków źródłowych dla gospodarki turystycznej Niemiec.
Na początku czerwca analitycy prognozowali spadek liczby noclegów gości z zagranicy w Niemczech w bieżącym roku o 46,2 mln w porównaniu z rokiem poprzednim oraz spadek wydatków na konsumpcję usług turystycznych o 17,8 mld euro. Opierając się na najświeższych danych z początku października Tourism Economics spodziewa się obecnie uszczuplenia liczby noclegów o 51,2 mln (do poziomu 38,1 mln) oraz straty w sferze wydatków na konsumpcję usług turystycznych w wysokości 18,7 mld euro.
Na koniec 2023 r. przewiduje się powrót jedynie do 86,4 procent poziomu przedkryzysowego w 2019 roku. Prognoza czerwcowa zapowiadała jeszcze osiągnięcie poziomu przedkryzysowego w 2023 r.
„Sytuacja panująca w tej chwili na kluczowych europejskich rynkach źródłowych dla niemieckiej turystyki przyjazdowej, ale też tendencje kształtujące się w niemieckich miastach, wyraźnie sugerują, iż wychodzenie z kryzysu może ciągnąć się latami", tłumaczy Petra Hedorfer, prezes zarządu DZT. „Tym ważniejsze jest teraz długotrwałe utrzymanie klientów przy pomocy marketingu antycyklicznego i dalsze umacnianie marki Niemiec jako celu podróży.“
Europa szybciej wychodzi z kryzysu
Szczegółowa prognoza dotycząca regionów pochodzenia potencjalnych turystów podróżujących do Niemiec potwierdza zasadnicze założenie z czerwca, że europejskie rynki źródłowe szybciej wyjdą z kryzysu niż rynki dalekie. Kolejność największych rynków źródłowych dla niemieckiej turystyki przyjazdowej pozostaje bez zmian. Najważniejszym rynkiem źródłowym dla turystyki przyjazdowej nadal jest Holandia, a za nią Szwajcaria, USA, Wielka Brytania i Austria.
Jednak długoterminowe prognozy dotyczące przyjazdów turystów z zagranicy są znacznie ostrożniejsze niż w czerwcu tego roku. Według najnowszych analiz w 2023 r. liczby noclegów spędzonych Niemczech przez gości z Europy wyniesie nadal minus 9,4 % w stosunku do roku 2019, a popyt zza oceanu aż minus 24,6 %. Ogólny bilans na 2023 r. wyniósłby więc minus 13,6 %, a powrót do poziomu sprzed kryzysu zdaje się realny dopiero w 2024 r.
Rynek turystyki biznesowej przed wielkimi wyzwaniami
Zaktualizowane analizy przeprowadzone przez Tourism Economics potwierdzają w zasadzie dotychczasowe założenie, że segment turystyki biznesowej będzie wychodzić z kryzysu wolniej niż segment turystyki wypoczynkowej. Na rok 2023 prognoza dla segmentu podróży biznesowych wynosi minus 26-procent. To wyraźnie bardziej pesymistyczny scenariusz niż dla turystyki wypoczynkowej, która ma wykazać wzrost o pięć procent.
Niemcy ugruntowują pozycję wśród konkurencji
Zgodnie z aktualnymi analizami Niemcy zajmują w dobie kryzysu doskonałą pozycję na tle konkurencji innych europejskich celów podróży. Na 2023 r. Tourism Economics prognozuje drugie miejsce dla Niemiec, po Hiszpanii i przed Włochami, Francją i Wielką Brytanią. (źródło: DZT)
O DZT
Niemiecka Centrala Turystyki (DZT) to narodowa izba turystyki Niemiec z siedzibą główną we Frankfurcie nad Menem. Centrala zajmuje się promowaniem Niemiec jako kraju turystycznego na zlecenie Federalnego Ministerstwa Gospodarki i Energii (BMWi), które wspiera ją na mocy uchwały niemieckiego Bundestagu. DZT zajmuje się tworzeniem strategii i produktów oraz działaniami marketingowymi w celu dalszego umocnienia pozytywnego wizerunku Niemiec za granicą jako celu podróży oraz wspierania niemieckiej turystyki przyjazdowej. DZT posiada 31 przedstawicielstw zagranicznych na całym świecie. Bliższe informacje można znaleźć w naszym internetowym centrum prasowym na stronie www.germany.travel/presse.
Galimatias panno czynisz – moglibyście powiedzieć moi drodzy czytelnicy. No bo jak? Kto w końcu napisał „Romea i Julię”. Zgodnie z tym, co stwierdziłam osiem lat temu w mojej książce „Włochy, jakich nie znacie”, Szekspir tworząc swój literacki przebój wszechczasów wykorzystał i to w każdym szczególe wcześniejsze utwory innych autorów. Między innymi, w sposób pośredni „Nowo odnalezioną historię dwojga kochanków szlachetnego rodu” Luigiego da Porto.
Nota bene tę licząca mniej niż 50 stron nowelkę w wersji kieszonkowej wydał PIW w 1963 r. pod tytułem „Romeo i Julia” – zajrzyjcie, a zaskoczy Was, ile w niej zbieżności z dziełem mistrza ze Stratfordu.
Niedawno, szukając informacji o balkonie Julii w Weronie natknęłam się na nowe fakty odnośnie do dziełka da Porto. Otóż okazuje się, że sięgając po pióro czerpał z własnych, miłosnych przeżyć (wcześniej pisałam natomiast, iż „prawdopodobnie” źródłem inspiracji było opowiadanie satyryka i pisarza Massuccia Salerinitano „Marietto i Ganozza”). Tak utrzymują przynajmniej moje źródła, portal turystyczny o Weronie, veronissima.com oraz Monica Ravalico (https://ilmiolibro.kataweb.it/storiebrevi/402847/la-vera-storia-di-giulietta-e-romeo/).
Luigi da Porto przyszedł na świat w 1485 r. w jednej z najświetniejszych rodzin Vicenzy, ongiś należącej do Republiki Weneckiej, Serenissimy. Wiódł typowe życie renesansowego bon vivanta, na które składały się pojedynki, rozmaite przygody, miłostki. Do czasu, gdy nocą 26 lutego 1511 r. nie został zaproszony na karnawałowy bal maskowy w Udine, wydany na cześć kuzynki Luciny Savorgnan, która na nim debiutowała w towarzystwie. Piętnastolatka oczarowała młodzieńca licznymi talentami: tańcem, śpiewem oraz grą na instrumencie. Luigi, przystojny oficer wojsk weneckich stacjonujących w urokliwym miasteczku Cividale del Friuli, również wywołał w Lucinie przyspieszone bicie serca. I wszystko byłoby piękne, bo nie dzieliła ich ani bariera społeczna ani też braki w kasie jednego z rodów, które nakazywałyby małżeństwo dla podreperowania familijnego budżetu. Tyle, że młodzi byli zbyt ze sobą spokrewnionymi kuzynami, a to wykluczało mariaż. Inna wersja tej historii, bardziej prawdopodobna mówi, że oba rody były skłócone, stąd ślub był niemożliwy.
Pomimo to szaleńczo w sobie zakochana para wymykała się na spotkania do zamku w Brazzacco, siedziby kapitana Antonia Savorgnana, wuja Luigiego. Bezpieczniejszym gniazdkiem miłości okazała się jednak forteca w Osoppo, będąca dumą potężnego rodu Savorgnanów, który istniał już w XIII w. i w tym czasie, ze swojej pierwszej siedziby-twierdzy Savorgnano del Torre rozpoczął podbój zamków w regionie Friuli, biorąc też w posiadanie miasto Udine.
Cały romans trwał tylko cztery miesiące. 20 czerwca 1511r., nad rzeką Natisone, starły się armie wenecka z cesarską, a Luigi w wyniku ciężkiej rany w szyję został sparaliżowany. Z pola bitwy młodzieńca przetransportowano do rodowej willi w Montorso Vicentino. Tam, spoglądając z łoża boleści na widoczne przez okno wieże dwóch zamków rodu Scala, zwanych dziś Zamkami Romea i Julii, napisał swoją historię. Oto jeden z tych zamków:
Luigi był człowiekiem honoru i dżentelmenem. Dlatego zapewne sporo zmienił w samej akcji tak, aby nie narażać na szwank reputacji dany swego serca. Dlatego też zapewne akcję umiejscowił w Weronie.
A co stało się z Luciną? Poślubiła Francesca del Torre w 1522 r. dając mu dwóch synów i zmarła 20 lat później. Prawdopodobnie mimo swych powabów dama znikłaby z kart historii, gdyby nie wierny Ligi, który swoją powieść dedykował właśnie Jej „nadobnej i pięknej”, „najroztropniejszej”, „przystani wszelkich cnót, piękna i powabu”. „Przyjmijcie ją, o Pani (…) przez wzgląd na bliskie więzy pokrewieństwa i przyjaźni, jakie łączą Waszą osobę z tym, co te słowa pisze. Który, jak zawsze, w najgłębszej czci dla Was pozostaje” – tak kończy dedykację autor dowodząc, że jego i adresatkę nie tylko przyjaźń łączyła…
(obrazek rozpoczynający posta to ilustracja Williama Hatherella do wydania "Romea i Julii" Hoddera i Stoughtona z 1912 r., zdjęcie z Vicenzy materiały prasowe pg Region Veneto)