Kto stał za zamachami na Medyceuszy? – recenzja książki „Tajemnica Montefeltra”

11:01

Co najmniej 80 osób zginęło w odwecie za spisek Pazzich. Wieszani na murach, wleczeni po brukowanych ulicach, topieni w rzece, rąbani na „żywca” na kawałki czy rozszarpywani przez wściekły tłum – tak skończyli spiskowcy, których celem było zabicie „pierwszego obywatela” Republiki Florenckiej, Wawrzyńca i jego młodszego brata Juliusza z rodu Medyceuszy. Kim byli co ostatni? – władcami Florencji i dużej części Toskanii, a przede wszystkim bankierami papieży. Kim byli Pazzi? – również rodem bankierów z Florencji, któremu marzyło się przejęcie władzy i intratnego biznesu, jakim była obsługa finansowa Watykanu. Kiedy miał miejsce spisek? - W niedzielę 26 kwietnia 1478 r. Gdzie? – podczas Mszy św. w Katedrze Matki Boskiej Kwietnej (na zdjęciu poniżej) we Florencji, państwie-mieście, jednym z tych najbardziej liczących się w II poł. XV w. w Italii, która wówczas nie była jednolitym organizmem.
Na północy Półwyspu Apenińskiego tonu nadawały, rywalizujące ze sobą lub wchodzące w mniej trwałe alianse, państwa-miasta, rządzone przez dynastie, niekoniecznie z tzw. wyższych sfer. Jak Medyceusze, ród ewidentnie z awansu społecznego, który na trzy wieki z małymi przerwami zawładnął Florencją. Oprócz nich główną rolę na tym terenie odgrywali Sforzowie panujący nad Mediolanem (zdjęcie Zamku Sforzów poniżej) i sporą częścią Lombardii, a pomniejszą rolę pełniły Urbino pod egidą rodu Montefeltro, Rimini rządzone przez Malatestów, Ferrara rodu Este i Mantua należąca do Gonzagów.
Tego pejzażu dopełniała potężna Republika Wenecka (Pałac Dożów w Wenecji poniżej), Rzym w ryzach trzymali, dalecy od moralności, papieże, a Południe z Neapolem kontrolował Dom Aragoński. Italia „sklei się” dopiero w 1861 r., aczkolwiek nie bezboleśnie.
Renesansowe Włochy kojarzą nam się ze sztuką: „Narodzinami Wenus” i „Wiosną” Botticellego, jego freskami w Kaplicy Sykstyńskiej, która wówczas powstała za sprawą papieża Sykstusa IV oraz namalowanym pół wieku później przez Michała Anioła, w tym samym miejscu „Sądem Ostatecznym”. Te dzieła wydają się nam tak nieziemsko wręcz piękne, że aż nieskalane. Tymczasem kryją w sobie zaszyfrowaną w symbolach historię wydarzeń tak krwawych, bezpardonowej walki o władzę, gdzie nikt z głównych bohaterów nie jest pozytywny, natomiast każdy z nich, po trupach, nawet najbliższych dąży do zwycięstwa. Do tej historii dokopał się, dosłownie, bo w starych archiwach Marcello Simonetta, wykładowca historii Europy i teorii politycznej w Paryżu oraz m.in. konsultant historyczny dla twórców… gier komputerowych. I napisał książkę, którą, mimo iż jest drobiazgowym opracowaniem historycznym, czyta się jak kryminał, thriller, momentami wręcz horror. „Tajemnicę Montefeltra” opublikowało właśnie w Polsce Wydawnictwo Rebis i ta książka bije na głowę zarówno tetralogię o Medyceuszach Matteo Strukula, jak i wyprodukowany na jej podstawie film. Dlaczego? Często bowiem prawda jest bardziej fascynująca, przerażająca i przewrotna niż najbardziej „pokręcona” fikcja. Atutem Simonetty jest zaś fakt, że dotarł do takich źródeł, o których innym historykom się po prostu nie śniło. W tym pewnego listu sprzed pięciu i pół stulecia. Nie dość, że go znalazł - to jeszcze rozszyfrował korzystając z równie starej… księgi szyfrów. Takich szyfrowanych listów wymagających klucza i „kosmicznego” wręcz spektrum wiedzy od historii i mitologii antycznej poprzez Biblię po literaturę jest w książce więcej. Autor je nam pokazuje w oryginale i pomaga odczytać, a to kapitalna zabawa.
Simonetta przedstawia nam też po kolei bohaterów powieści. Wszyscy zaś żyli naprawdę, a nie są wytworem fikcji czy kontabulacji historycznej. Możemy spojrzeć im twarz dzięki opublikowanym wizerunkom pędzli najprzedniejszych malarzy epoki, poznać ich charakter i upodobania. To przede wszystkim tytułowy Fryderyk z Montefeltro, nieślubny syn Guidantonia z Montefeltro - władcy Urbino, Gubbio i Casteldurante, uznany potem za pełnoprawnego. Był piekielnie wręcz zdolnym kondotierem, czyli dowódca wojsk najemnych, którego dzięki niepowtarzalnym talentom stratega dosłownie rozchwytywali wszyscy władcy Półwyspu Apenińskiego. Wiadomo, wojsko pod wodzą Montefeltro wygrywało każdą bitwę! W pewnym momencie Fryderyk przeskoczył umiejętnie z siodła na stolec w Urbino, dostał tytuł księcia od samego papieża i zaczął snuć nić spisku przeciw Medyceuszom, cały czas udając ich przyjaciela. Czynił to, trzeba przyznać niezwykle umiejętnie, skoro zdołał wprowadzić w błąd tylu wcześniejszych badaczy nie dostrzegających tej podwójnej gry.
Przed szczwanym lisem, Montefeltrem ostrzegał władców Florencji inny, kuty na cztery nogi, lis, Cicco Simonetta, osoba nr 2 na dworze Sforzów w Mediolanie. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa – to przodek autora książki, Marcella. Simonetta prapraprawnuk wydobył go z mroku zapomnienia i jak Demiurg tchnął życie. Czytając między wierszami dokumenty Sforzów zachowane do naszych czasów, zdołał tak dobrze poznać antenata, jakby mieli szansę się poznać. Możemy mieć wręcz wrażenie, że to Cicco jest głównym bohaterem książki, a przynajmniej równoważnym, bo między nimi albo wokół nich toczy się akcja. Przypomina niekończący się pojedynek między dwoma mistrzami, z których żaden nie oddaje pola. Do końca. Choć cena do zapłacenia okazuje się nadspodziewanie wysoka. Jaka to cena i jak wyglądał sam spisek Pazzich? Jaki inny mord go poprzedził i dlaczego oba wydarzenia miały miejsce w kościołach? Czy Medyceusze przejrzeli knowania Montefeltra, a może zrobił to ktoś inny? I czy Wawrzyniec był równie lojalny co Cicco? Co za „szyfry” kryją wspomniane wcześniej płótna? O tym wszystkim jest „Tajemnica Montefeltra” Marcella Simonetty, którą czyta się jednym tchem. Koniecznie po nią sięgnijcie! (zdjęcia szyfrów i Fryderyka Montefeltro z synem to ilustracje z recenzowanej książki)

Zobacz również:

0 komentarze