Półwysep Kal - na całych jeziorach MY
09:15Śniegu ni widu ni słychu, za to regularnie pada - intensywniej bądź mniej. Można by rzec, mamy pogodę iście angielską jeśli nie fakt, że na zachodzie Europy też pogoda się zmieniła i teraz właśnie pustoszy ją orkan o nazbyt wdzięcznym imieniu Eleonora. U nas spokojnie, poświątecznie, a ja mam wreszcie trochę czasu na nadrobienie zaległości. Nie pisałam dawno na blogu - poza "robotą" nie miałam też nastroju. Z powodów bardzo osobistych, ale szczegóły zatrzymam dla siebie.
Dziś mam wenę na wspomnienia z wakacji. We wrześniu wybrałyśmy się we trzy "Gracje": Ja, Mama i Jej starsza Siostra, a moja matka chrzestna - pseudo konspiracyjne Kumpel na Mazury. O istnieniu Półwyspu Kal nad zatoką o tej samej nazwie, choć to ponoć jedna z wizytówek Krainy Tysiąca Jezior pojęcia do niedawna nie miałam.
Odkryłam to miejsce dzięki poprzedniej edycji Targów Lato - zaintrygowało mnie małe, acz odbiegające wystrojem od sztampy stoisko Willi Dwa Jeziora. Urządzone bardzo po żeglarsku dawało przedsmak pobytu w tym jak się potem okazało urokliwym pensjonacie. Spędziłyśmy w nim cały tydzień - o czym w osobnym poście już wkrótce. To była dobra okazja do "przedeptania okolicy".
Półwysep Kal, na którym stał nasz hotel oddziela jezioro Mamry od Święcajny, a zaledwie 3 km wijącej się pośród pól malowniczo jednopasmówki dzieli go od Węgorzewa. Przyznam, że jadąc na Mazury liczyłam na rybki wprost z jeziora. O naiwności - już pierwszego dnia jeden z lokalsów uświadomił mnie, że mogę o tym zapomnieć. - Rybaków tu nie ma, po sezonie rybka tylko odmrażana - stwierdził. No i naturalnie nie "stąd". Dlatego przez osiem dni pobytu nolens volens musiałam pałaszować mięcho lub jakieś dania mączne, za którymi nie przepadam. Nawet w karczmie w Węgorzewie karta dań rybek "tutejszych" w ofercie nie miała, a tę, którą nam zaserwowano, w grubej panierze, odstawiłam z niechęcią. Zamiast tego można się było wspomóc procentami, ale ta obietnica zawarta na poniższym obrazku raczej zdecydowanie dotyczyła panów only :)
Krajobrazy natomiast, o ile nie padało, bo oczywiście pogoda była w kratkę - piękne. Mam je pod powiekami, gdy poruszam się po szaro-burej, styczniowej stolicy:
0 komentarze