Sprawiedliwa wśród Narodów Świata

04:39


Będąc "świeżo upieczoną" nastolatką  szczerze nie znosiłam mojej sąsiadki, pani L. Miałam wrażenie, że ta mieszkająca nad nami dwa pietra wyżej starsza pani, uczesana zawsze w siwy kok, "stara" się o mojego Dziadka. Dopiero co został wdowcem - Babunia odeszła po ciężkiej chorobie, a ta "baba" ciągle dzwoniła do drzwi pod byle pretekstem. Przynosiła kwiatki i owoce z działki pracowniczej, którą uprawiała. Widywałam też, jak wręczała Dziadkowi jakieś garnki. Robiła mu zakupy, choć przecież była moja Mama! Byłam tym faktem oburzona. Nierzadko po prostu skarżyłam rodzicielce, że "ta" znowu się u nas "pętała". A potem odszedł też Dziadek - do lepszego ze światów, gdzie nie ma wspomnień o więzieniu stalinowskim, torturach, szantażach, zabiciu ukochanego dziecka. Już chyba byłam na studiach, gdy pewnego dnia moja Mama, przy kolacji opowiedziała mi zaskakującą historię.
- Wyobraź sobie - siedzę po pracy w fotelu, czytam książkę, a tu pod oknem (mieszkanie było na niskim parterze) nagle jakiś rejwach, obce głosy, nieznany język, a następnie nad parapetem przesuwa się parada czarnych kapeluszy!
- Pobiegłaś do kuchni - odgadłam, śmiejąc się z ciekawości Mamy. Kuchenne okno było wyżej położone tak, że pozwalało na zobaczenie każdego z góry bez ryzyka bycia zauważoną.
- No jasne! I przeżyłam szok! To była cała grupa Chasydów: w czarnych płaszczach, z pejsami. Kierowali się do naszej klatki, a po odgłosach na schodach odgadłam, że zatrzymali się na drugim piętrze!
- Przyszli do Ani? - dziwiłam się, mając na myśli moją najbliższą przyjaciółkę z podwórka, mieszkającą właśnie tam z rodzicami i dwójką braci.
Naturalnie zaraz wykonałam telefon, a Ania zaprzeczyła, jednocześnie wyjaśniając całą historię. Jej rodzice, w przeciwieństwie do nas wiedzieli, że pani L podczas II wojny światowej, jako pielęgniarka, niosła pomoc Żydom. Teraz dzieci uratowanych przyjechały do bardzo już schorowanej kobiety, aby osobiście wręczyć jej Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Jakże było mi głupio i źle, że jako dziecko opacznie odczytywałam intencję sąsiadki, pragnącej po prostu ulżyć mojemu Dziadkowi, ale i Mamie - po latach dowiedziałam się, że regularnie gotowała nam obiady, podczas gdy Mama myślała, że to Dziadek w końcówce życia odkrył w sobie talenty kulinarne!
Znów minęły lata i oto stałam w Yad Vashem przed drzewkiem pani L. Wokół rosło tyle innych, najwięcej upamiętniających Polaków. To piękna karta w naszych dziejach współczesnych. Zwłaszcza, że drzewka można odczytać też jako symbol, bo tak wielu pomagało bezimiennie. Choćby mój Dziadek, żywiący przekradające się z Getta żydowskie dzieci przez prawie całe Powstanie 1943 r. Właśnie to chcę pamiętać, zwłaszcza dziś, w 70. rocznicę wyzwolenia Oświęcimia licząc, że powstanie wreszcie film na miarę Oskara, który opowie o polskich Sprawiedliwych.

Zobacz również:

0 komentarze