Kiedy Fabio jest chory. Garmażowi pod chmurką stanowcze NIE!

00:10

Psie kupy na trawnikach! Skandal! Ohyda! – pokrzykują od czasu do czasu moi koledzy-dziennikarze w kolorowych piśmidełkach, bo czymś łamy trzeba zapełnić. I huzia na Józia na czworonogi lub/i ich właścicieli. Tytuły w takich publikacjach aż biją w oczy, a pod nimi szereg komentarzy internautów, z których spora część najchętniej wyeliminowałaby psy w ogóle , byleby tylko przestały paskudzić. Fakt, upstrzony psimi odchodami trawnik czy „bomba” na środku chodnika i mnie przyprawiają o mdłości. Znacznie bardziej jednak drażnią mnie dziesiątki, setki porozrzucanych na pasach zieleni „małpek” oraz butelek po wódce i innych tanich trunkach. Dlaczego na ten temat nikt nie pisze artykułów? Nie protestuje? Kupa się rozłoży, butelka- nie. Będzie sobie leżeć i świadczyć o tym, że Polska nad wódką leży. To kiepska reklama dla nas w oczach zagranicznych turystów, ale i całej rzeszy obcokrajowców, którzy nad Wisłą mieszkają. A rozbita butelka – takich też ci u nas dostatek, to już niebezpieczeństwo – zarówno dla zwierzaków, jak i ludzi. Najgorsze jednak okazuje się ostatnio rosnące „zjawisko” – dosłownie gór jedzenia wyrzucanych na trawniki publiczne. To już nie pokrojony w kosteczkę chlebek, ale całe dania. Na „moim” Żoliborzu takich punktów „zrzutu” mamy co najmniej kilka. Jeden na rogu Bitwy pod Rokitną i Gen.Zajączka. Tu, pod krzakiem stoi cały zastęp przypalonych garnków, a w nich i wokół przegląd tygodnia: ugotowane, pokrojone w plastry buraki, "piure" z ziemniaków, inne warzywa, niekiedy mięsiwa. Do tego zeschnięte półbochenki chleba. Wszystko nadgniłe, spleśniałe, cuchnące. Robi się Państwu niedobrze? A to dopiero początek! Na rogu Boguckiego i Rydygiera, pod ostatnim z bloków – kolejny „punkt aprowizacyjny” – tu raczej lądują kości z kurczaka i chleby (nota bene kośćmi od kurczaka dosłownie usiane jest gros trawników w mojej dzielnicy, co stanowi dla mnie fenomen). Następny „garmaż pod chmurką” kryje się pod koroną jednego z drzew w Alei Wojska – w pobliżu Or-Ota. O stałe dostawy dba cały zastęp pań, niekoniecznie sklerotycznych staruszek. – Ptaszki głodują! – to ich argument na jakąkolwiek próbę dialogu, przetłumaczenia, że takie żywienie krukom, wronom i wróblom bardziej szkodzi niż pomaga. – Jesteś bez serca, zła kobieta, chcesz, aby zwierzęta pomarły z głodu! – atakują, wylewając pod krzak cuchnący kapuśniak. Jak już kiedyś pisałam, starego jedzenia pozbywają się z radością reprezentanci naszej nowej burżuazji – sama byłam świadkiem, jak elegancko (czy raczej metkowo) ubrana dama wysiadła na niebotycznych szpilkach (Christian Laboutin czy Manolo Blahnik?) z Land Rovera i pod krzaczor szurnęła dwie blachy sernika. Taki prezent po Gwiazdce – może będzie zasługa w niebie? Wątpię szczerze. Natomiast widzę tego skutki nie tylko w postaci rosnącej wprost proporcjonalnie do ilości wyrzucanego jedzenia armii szczurów, ale i liczby chorujących naszych milusińskich. Zwłaszcza, że do niektórych garmaży ktoś regularnie podrzuca trutki! W ubiegłym roku co najmniej kilka piesków z mojej okolicy po połknięciu takiego delikatesu udało się do lepszego ze światów. Jasne, można powiedzieć, dlaczego nie miał kagańca? Wszystkie rasy nie mają obowiązku noszenia tej upiornej klatki na nos i mordę. Ja również mojego Fabia nią nie terroryzuję, zwłaszcza, że jako bardzo zaawansowany w latach pies ma już swoje starcze narowy - po prostu w kagańcu staje jak wmurowany i dalej nie pójdzie. Za nic! I właśnie mój Fabio stał się teraz ofiarą takiego jedzenia. 


Od wczoraj nic nie je – nawet odwraca łeb od przysmaków. Nie chce pić. Ledwo łazi. Wzrok ma tak smutny, że serce mi pęka i przyznam, że gdyby mi się trafiła teraz taka pani od kapuśniaczku, na reprymendzie by się nie skończyło. Bo jestem wściekła! Rozżalona! I chcę, aby wreszcie ktoś zauważył i zlikwidował ten problem! Basta!

Zobacz również:

0 komentarze