A jednak mi żal... Tramezzino z krewetkami

09:02

Ta trójkątna kanapka z tostowego pieczywa kojarzyła mi się przez lata z Italią. Może dlatego, że był to zazwyczaj pierwszy sandwich jedzony na włoskiej ziemi po przekroczeniu granicy w Udine. Zawsze w tym samym Autogrillu.

Dziś naturalnie tramezzini można skosztować i w polskich barach, przynajmniej w większych miastach. W latach 80. nad Wisłą nawet o takich frykasach się nie śniło. Natomiast już za południową granicą, u pogardliwie nazywanych przez nas „pepiczków”, garmażerka stała na zaskakująco wysokim poziomie – ach, te malutkie kanapeczki z szynką i majonezem!
Tak więc, gdy już znalazłam się w owych odległych teraz  dla mnie jak inna galaktyka, czasach,  jakimś szczęściem w Italii, porzucając na chwilę najsprawiedliwszy i najlepszy z ustrojów  -  we wspomnianym Autogrillu biegłam prosto do przeszklonej lady i szukałam wzrokiem mojego tramezzino. Koniecznie krewetkami, majonezem i rukolą. A potem mama musiała wysupłać z portmonetki 3 mila lire. Jakżeż mi to tramezzino smakowało – chlebek był świeżutki i takież dodatki. Wszystko wprost rozpływało się w ustach…

Potem już tak się złożyło, że samochód zamieniłam na samolot i wiele lat nie gościłam w „moim” Autogrillu. Nawet podczas przejazdów autostradą tak się jakoś składało, że te posti di ristoro omijałam. A jeśli, to tylko w biegu „zaliczałam” bisognini, ewentualnie dłużej „popasając” w części sklepowej, bo tam zdarzały się dobre tascabili za równie korzystną cenę. W ten sposób zaopatrzyłam się w kilka pozycji z klasyki literatury, którą namiętnie kolekcjonuję.
Aż wreszcie, ostatnio znów zdarzyło mi się odwiedzić Autogrill. Co prawda nie ten przygraniczny, ale na autostradzie Teramo-L’Aquila-Rzym (A24). Dochodziło południe i głód zaczął mi już doskwierać –  ale nie tak jednak, jak w znanej reklamie, (pora na głoda), gdzie, aby się rymowało poświęcono zasady gramatyki. Na próżno jednak szukałam mojego tramezzino z krewetkami. Za szybą piętrzyły się co prawda panini, ale przeważały te z surgelati czyli mrożonymi kotletami. Same bułki czy raczej buły też wyglądały na niezbyt świeże. Do wyboru miałam etta pizzy margherity, również rozczarowujące.

Jakoś smutno mi się zrobiło w tym Autogrillu, który, jak całe moje Włochy dopadł kryzys – bestsellery za 10 euro też wymiotło. Tylko espresso pozostało takie samo, aromatyczne i stawiające od razu na nogi.

Zobacz również:

0 komentarze